Książki

Wojna z gigantem

 

Losem dobrze się prowadzących film jest to, że wzrastają. Prawda oczywista, co je – rośnie. Czasem zdarza się jednak, że zwykłe odżywianie zmienia się w prawdziwą manię jedzenia. Firma, zupełnie jak żywy organizm, tuczy się, zapomina o rozsądku, chcąc więcej i więcej. Wkrótce zmienia się w lewiatana, machinę do robienia pieniędzy.
Taki los stał się udziałem Empiku. Zasług tej firmy nikt nie może umniejszyć. Ostatnio jednak nie dzieje się zbyt dobrze. Książki stały się – mój osobisty zarzut – towarem. Mój Boże – są nim, oczywiście. Ale sprowadzać je do poziomu kostki sera, tudzież słoika dżemu… ? Przesada.

Mógłbym rozpisać więcej… ale wiecie co? Przejdźmy się. Zapraszam na przechadzkę po dziele książkowym w Empiku. Z perspektywy zwykłego czytelnika… głębszymi rzeczami zajmiemy się później.

***

Szklane drzwi rozsuwają się przed nami. Uderza nas fala gorąca. Przechodzimy przez bramki strzeżone przez dwóch ochroniarzy.
Dział książkowy mieści się na trzecim piętrze. Winda? Wolne żarty, nie dość, ze wolna, to jeszcze wiecznie zatłoczona, nawet, gdyby jakimś cudem była akurat na parterze, zostalibyśmy zmiażdżeni w jej wnętrzu. Nie, schody będą lepsze.

Po dotarciu na trzecie piętro ma się dziwne wrażenie, że winda jechałaby dłużej. Ale dość o tym. Wchodzimy. Ściana naprzeciwko wytapetowana jest „Zmierzchem” i innymi „Top książkami”.  Na środku bestsellery po niebotycznych cenach. Jeśli wejdziemy dalej w działy, zobaczy,my te same zabiegi. Wysokie ceny, książki ustawione, jak tapety – okładkami do przodu. Często pomieszane. Horror w dziale Sf, Fantasy w dziale Horroru. Tylko parę nazwisk. Nie uświadczymy tutaj niektórych nowości, bo te są dla Empiku zbyt małe, nic nie znaczące.  Może będziemy mieli szczęście i znajdziemy jakąś pozycję z tych „mniejszych” wydawnictw wciśniętą na dolną półkę. Jeden egzemplarz.
Obsługa? Ci ludzie z reguły nie mają pojęcia, o czym do nich mówisz. Dla nich wszystkie książki są takie same. Jak nie ma, to nie ma. Znaczy, że Empik nie uznał danej książki (z reguły nowej, nie wspieranej przez jedno z największych wydawnictw które płacą wręcz, by ich książki były sprzedawane w molochu) za towar dobrze się sprzedający. I tyle.

Pozwolicie, że na chwilę odetchnę i oddam głos Pawłowi Bernackiemu, którego tekst znalazłem w sieci ostatnio:

W PRLu przeżyłem co prawda ledwo trzy lata, ale pewna drobna historia, która przydarzyła mi się ostatnio, przypomniała mi opowieści ojca i dziadków o socjalistycznej przeszłości naszego kraju. Oto rzecz niby zwyczajna – chciałem kupić w prezencie urodzinowym dla nastoletniego kuzyna książkę. Konkretnie najnowszy tom z serii Eragon, którym się zaczytuje. Prosty wydawałoby się wypad do księgarni okazał się jednak poważną eskapadą, podczas której zbiegałem pokaźną część Wrocławia.
Otóż wchodzę do pierwszego salonu z książkami, zerkam na półkę z fantastyką, wynajduję trzy wcześniejsze części serii, ale tej, która mnie interesuje, nie ma. Niezrażony wzruszam ramionami, myśląc, że popularne to, to i dobrze schodzi, po czym ruszam do kolejnej księgarenki. Tam jednak zachodzi analogiczna sytuacja. Wszystkie pozostałe powieści z cyklu są, a tego jednego, najnowszego, nie. Coraz bardziej zafrasowany ruszam do trzeciej handlującej książkami placówki, która do tej pory jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. I co? I tam też pustka. Nie wierząc przerzucam kolejne książki: Eragon jeden, Eragon drugi, Eragon trzeci… a gdzie Eragon czwarty? No gdzie? Z takim właśnie pytaniem podchodzę do sympatycznej pani pilnującej asortymentu, a ta ze smutną miną oznajmia mi, że nie ma. „Jak to nie ma?” pytam „Wyprzedany?”, na co słyszę odpowiedź „Nie, nie – Empik ma to na wyłączność w pierwszych tygodniach sprzedaży”. Mocno już poirytowany pędzę więc do rynku, wchodzę do salonu na dział z książkami i od razu rzuca mi się w oczy wielki stół z wiszącym nad nim napisem „TYLKO W EMPIKU”, a tam nie tylko mój Eragon, ale cały tabun książek, o których głośno było w mediach. No jak w sklepie GeSowskim…
Przecież kiedyś towar też niby był, ale tylko dla wybranych. Wystarczyło mieć chody, układy, sporo dolarów i kupiło się wszystko. Dziś może nie jest aż tak źle, ale sytuację mamy bądź co bądź niepokojącą. Abstrahując już od znacznie zawyżonej ceny za niespełna czterystustronicową książkę, wpadałoby zastanowić nad wolnym rynkiem. No bo gdzie on tutaj? Gdzie swoboda wyboru, skoro interesujący mnie towar mogę kupić tylko w jednej sieci, bo ta wymusiła (tak wymusiła!) to na wydawcy? A jeśli nie chcę kupować w Empku? Bo, dajmy na to, nie lubię albo nie chcę nabijać im kiesy albo najzwyczajniej w świecie wolę zaopatrzyć w osiedlowej księgarni, choćby z tak prozaicznej przyczyny, że lubię jej właściciela. Tymczasem nie mogę, bo jedna duża sieć z drugą zachciały sobie zmonopolizować rynek przez narzucanie kosmicznych marży i nakładanie na wydawców coraz drastyczniejszych obostrzeń. Ceny książek przez to rosną, a dostępność paradoksalnie spada. Do tego tracą wszyscy: czytelnicy, wydawcy, księgarze… Szczęśliwy jest tylko Empik i jemu podobne molochy, które bezczelnie wymuszają na klientach przychodzenie doń. Niby mam wolny wybór, ale jak chcę kupić, to co mnie interesuje muszę iść do Empiku. To jeszcze nie niewolnictwo, ale coraz mniej brakuje.
I cóż – kupiłem tę książkę, bo niestety do urodzin kuzyna, któremu ją obiecałem, jeszcze nie wyjdzie ona na wolność z empikowego więzienia. Nie ukrywam jednak, że zrobiłem to z niemałą irytacją oraz złością, tyleż na samego siebie, co sieć, która takich ruch na mnie wymusiła. Następnym razem zaś uniosę się dumną obojętnością i spokojnie poczekam, aż dana publikacja trafi do normalnych sklepów. Nie będzie mnie Empik na smyczy prowadzał…

Paweł Bernacki

 

Empik przedawkował pieniądze – taka moja diagnoza. Widać to chociażby po ostatnich poczynaniach Sieci, która zaczęła wykupywać mniejsze wydawnictwa (między innymi W.A.B czy Wilga). Już samo to nie nastraja pozytywnie do sieci sklepów, jest to jednak tylko wierzchołek góry lodowej.

Grzegorz Lindenberg w swoim artykule przedstawia całą sytuację:

Empik teoretycznie kupuje od wydawców książki, które od nich bierze. Teoretycznie, bo większość książek kiedyś odda. To niby-kupno oznacza, że wydawcy muszą od tej sprzedaży w ciągu miesiąca odprowadzić podatki – dochodowy, a od maja również VAT. Tymczasem Empik już w umowach daje sobie cztery i pół miesiąca na zapłacenie pieniędzy, na ogół nie płaci przez kolejne dwa-trzy miesiące, a potem część książek zwraca.

Realnie wydawcy dostają od Empiku pieniądze w niewielkiej części tego, co teoretycznie Empik kupił, i to pół roku po tym, jak od całości zakupów zapłacili podatki. Oczywiście, mogą wystąpić do urzędu skarbowego o zwrot VAT i pewnie po kilku miesiącach ten zwrot uzyskają – ale do braku pieniędzy od Empiku w wydatkach wydawnictwa dochodzi 5 procent VAT i kilkanaście procent podatku dochodowego.

W tym czasie Empik, który teoretycznie książki kupił, nie płaci VAT w ogóle, bo zakupy od wydawców zawsze są u niego większe niż sprzedaż książek w salonach. Przetrzymując pieniądze ze sprzedaży książek przez pół roku, otrzymuje od wydawców nieoprocentowany kredyt w wysokości ponad 200 milionów złotych – 10 razy większej niż jego inwestycje, którymi się chwali.

 

Czy można winić Empik za to, jak się zachowuje… pytanie najbardziej trafne, gdyż sieć wykorzystuje tylko sytuację… wydawnictwa na naszym rynku są co najmniej osłabione. Niewielu już ludzi kupuje książki u nich. Bo jak po książki – to do empiku. Szczerze, przypomina to swoistą pętle. Empik przyczynił się do osłabienia wydawnictw, na których teraz żeruje.

– Wydawcy mają coraz większy problem z odzyskaniem pieniędzy za swoje książki z dużych sieci księgarskich – podkreśla Małgorzata Gutowska-Adamczyk, autorka bestsellerowej serii „Cukiernia pod Amorem”. – Przez to maleje liczba tytułów pojawiających się w księgarniach, przez to maleją nakłady na marketing, przez to coraz większe problemy mają redakcje pism i serwisów literackich, przez to z kolei cierpią czytelnicy, poszukujący interesującej i naprawdę dobrej lektury. I właśnie czytelnicy są największą nadzieją na ozdrowienie sytuacji. Świadomy klient, niczym świadomy obywatel, ma siłę, jakiej doświadczyli ostatnio najwięksi tyrani świata. Ponieważ wydałam w ciągu ostatniego roku ponad dwa tysiące złotych na książki w salonach sieci, niniejszym oznajmiam, że przestaję robić tam zakupy! W Waszych-naszych rękach, czytelnicy, los autorów, wydawców i książek. Kupujcie świadomie! Kupujcie w niewielkich księgarniach lub – najlepiej – przez Internet, bezpośrednio u wydawcy – nawołuje autorka.

Granice.pl

 

Jako czytelnik, nie chcę monopolizacji rynku, w której jakaś sieć będzie decydować o tym, co się sprzedaje, a co nie. Chcę sam mieć wybór, co kupuję i znaleźć takie książki, jakie lubię. Tymczasem z Empikiem za sterami muszę mieć nadzieję, że dana książka będzie gdzieś, na tej półce, upchana, być może pogięta, w jednym, jedynym egzemplarzu. Być może.
Jako autor, chciałbym, by dano mi szansę na sprzedaż. Tymczasem, jako, że nie mam nazwiska, Empik uzna mnie za niewartego ryzyka.

Nikt nie będzie mi dyktował, w żaden sposób, czego czytać.

Dlatego nie kupuję w Empiku. I dlatego popieram TĘ akcję.Dlatego kupuję w księgarniach i u ulicznych sprzedawców.

 

***

– Mam na imię Michał
– Cześć Michał…!
– Nie kupuję w Empiku już pięć miesięcy. Przerzuciłem się na mniejsze księgarnie, gdzie mam dostęp do interesujących mnie, dobrych książek.
<oklaski>

Widzisz utkwione w sobie spojrzenia. Prowadzący uśmiecha się lekko.
– A Ty? Opowiesz nam…?

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.