Felieton,  Filozofia,  Popularnonaukowe,  Świat

Pogadanka naukowa #2 – W sieci nienawiści

Do napisania tego felietonu pchnął mnie wpis na Gramsajcie theZoSo,oraz, pośrednio komentarz MartivaRa pod nim.
theZoSo skupia się na zjawisku trollingu i hejtu, podając przykłady i pisząc o nienawiści… a kończąc takim oto stwierdzeniem:

Warto więc pamiętać, że internet to… internet [o rly?]. Nie traktujmy wszystkiego tak dosłownie. Każdy ma swoje zdanie i dopóki przedstawia je po ludzku i nie miesza z błotem czyichś opinii, to warto z takim kimś podyskutować. Jeżeli jest inaczej, to lepiej nie tykać gówna, bo diamentu z tego się nie zrobi, a co najwyżej samemu się upieprzy.  

Ma oczywiście wiele racji, by nie robić z Internetu nie wiadomo jakiej rzeczy. Niemniej, chciałbym się od tego pierwszego, początkowego zdania odbić, by skupić się na pytaniu zasadniczym – czym tak naprawdę jest sieć?Myślę, iż dopiero kiedy uda nam się odpowiedzieć na nie, będziemy mogli w większym stopniu pojąć zjawisko hejtu i trollingu.

#1

Zacznijmy od postawienia tezy – mianowicie Internet nie jest wcale siecią łączy, kabli, serwerów i komputerów. Nie jest też oprogramowaniem i setkami miliardów linijek kodu. To jest jego budulec i opis jego funkcjonowania. Innymi słowy – ciało i procesy życiowe. Nikt jednak nie powie, że człowiek to tylko torba skóry, kości i krwi ułożonych tak, że razem współgrają. Abstrahując od plątającej mi się tu pod nogami religii, człowiek ma w sobie coś więcej – nazwaliśmy to duszą, nazwaliśmy świadomością… ale jest.

Właśnie powiedziałem, że Internet jest: Żywy i w dodatku świadomy. Oszalałem?
Ani trochę.

Patrząc na życie, można dojść do wniosku, że nie umiemy go zdefiniować. Żywy może być kwiatek, kot, który właśnie śpi na mojej szafie, a nawet bakteria… i we wszystkich tych organizmach występują procesy życiowe takie jak pobieranie pokarmu, wydalanie, rozmnażanie, wzrost… tak się ma sprawa także w przypadku małych miasteczek, wielkich miast, czy nawet… wszechświata. Organizmy są różne, lecz wszystkie prezentują w pewnym sensie najbardziej powszechną rzecz we wszechświecie – życie.

Wracając do Internetu. Także pobiera pokarm, którego potrzebuje jego ciało. Także wzrasta i w tym sensie także się rozmnaża jego, cóż, cyfrowy odpowiednik Lewiatana.

Ale co stanowi jego świadomość?

Odpowiedź jest prosta – MY.
Internet nie jest samoświadomy. Nie jest istotą obdarzoną rozumem, nie „myśli” jako on sam, nie jest budzącą się z nicości egzystencją. W pewnym sensie Internet jest tak samo nowym bytem, jak i nową formą nas samych.

To – być może pierwsze – stadium świadomości zbiorowej. Chaotyczna egzystencja składająca się z milionów pojedynczych, samoświadomych komórek – nas samych. Doskonały, superinteligentny chaos obejmujący obszar naszej planety i trochę poza nią, wysyłający echa płaczu noworodka głęboko w zimną przestrzeń kosmosu.

Innymi słowy – odrębny świat w świecie (realnym), rządzący się zupełnie innymi (mimo podobieństw) prawami. Zakotwiczony w tym świecie zewnętrznym za pomocą siebie samego – czyli nas. Internet to my i byliśmy nim od kiedy tylko nasz gatunek pojawił się na planecie Ziemi. Pozostało nam tylko zbudować mu ciało i wlać w nie te setki tysięcy świadomości  jak w jakimś wyolbrzymieniu wizji Frankensteina i jego potwora.

#2

Mając już utworzony obraz Internetu w swej istocie, możemy podjąć się próby odpowiedzenia sobie na problem zjawiska „Hejtu” – czyli nienawiści. Osoby, które postrzegają Hejt jako zjawisko stricte Internetowe są w błędzie. Owszem, hejt występuje w Internecie, ale problem jest nasz, realny – w pojmowaniu „realu” jako świata realnego.

Tworząc Internet sprawiliśmy, że powstała zupełnie inna przestrzeń – wirtualna. Coś z niczego, zabawa w absolut. Udana, dodam – choć póki co jesteśmy na poziomie chaosu.

Problem pojawił się wtedy, kiedy zakwalifikowaliśmy Sieć jako swoisty „podświat”. Świat nieprawdziwy. W pewnym sensie… gorszy. Chociaż nie, to złe słowo – świat sztuczny „nie taki, jak ten” – widzicie, tu brakuje mi słowa. Jeszcze go nie wymyślono. Chodzi o coś co wpycha świat w niższą rangę – nie czyniąc go „gorszym” jako takim. To słowo, które jest prawdopodobnie częścią przyszłości.

Ale do rzeczy  – stworzyliśmy przestrzeń, w której panuje chaos i zasiedliliśmy ją. W kontekście powyższych rozważań – zasiedliliśmy siebie nami samymi, weszliśmy o jeden poziom głębiej.

Popatrzyliśmy na ten świat z perspektywy zewnętrznego Realu i powiedzieliśmy – „to nie jest równe temu”, w pewnym sensie sami siebie obrażając. Ten… świat posłużył nam do tak wspaniałych rzeczy, jak wytworzenie skarbnicy wiedzy, możliwości podróży do miejsc, których nie dalibyśmy rady odwiedzić w czasie swojego niesamowicie krótkiego życia czy najważniejszej z funkcji Internetu – wymiany informacji, tak skutecznej, że obecnie mówimy już o „szumie” informacyjnym. Czasem jest go aż za dużo.

Wszystko ma dwie strony, wobec czego i tutaj wepchnęliśmy nasze „ciemne” instynkty, morderstwa, pedofilię, nienawiść, zawiść, zazdrość… to także i my. Weszliśmy do wirtualnego świata w całości.

I tu właśnie zaczyna się problem:

Hejt występuje w Sieci właśnie dlatego, że w realnym życiu pewnych rzeczy byśmy nie zrobili. Tak samo, jak w grach komputerowych, gdzie możemy zabić kolegę z roku, czy nawet swojego profesora, nie zrobimy tego (poza pewnymi wyjątkami, które zawsze się zdarzały) w świecie realnym.

Dlaczego? 

Czym różni się ten świat, od tamtego? Bo tamten jest wirtualny? To tylko kwestia budulca, całkiem możliwe, że nasz świat także taki jest (po więcej z tego tematu zapraszam do Pogadanki naukowej #1 – jesteś hologramem). Otóż, świat wirtualny jest inny – nie ma pewnych konsekwencji danych czynów. Nie pójdziesz do więzienia, jeśli zabiłeś NPC. A nawet jeśli – nie będzie to dla Ciebie dotkliwe. Jeśli zhejtujesz kogoś, tamten nie da ci w twarz, a co najwyżej zacznie pisać z caps lockiem. W dodatku, Internetowe społeczeństwo wytworzyło już własne zasady – za bycie hejterem, trollem, mistrzem ciętej riposty leci uznanie, sława. Można nawet się załapać na mema na Kwejku, a wtedy człowiek zaczyna być „kimś”.

Wiesz, prowadzę teraz taki projekt, w trakcie którego jeżdżę po nawiedzonych miejscach i wypytuje o nie ludzi, często nawet ich właścicieli. Jestem zaskoczony, z jaką pomocą, zrozumieniem i tolerancją się spotkałem, nie ważne, czy mój rozmówca był rastafarianinem, lumpem, moherową babcią czy staruszkiem w wieku 98 lat. W końcu dałem część tego co robię do sieci – a tutaj pierwszym komentarzem, jaki dostałem było „tu się jebnij” lub też inne odmiany hejtu, za którego oczywiście poleciały plusy w komentarzach.

Co się zmieniło? Tylko „świat” w którym się poruszam.

Dochodząc do sedna, degradując jeden świat sprawiliśmy, że stał się miejscem, w które możemy zamieść wszystkie brudy, jak kurz pod dywan. Tymczasem oba światy – co kłóci się z obecnym poglądem – należy moim zdaniem stawiać na równi. Oba są tak samo ważne.

I jest wyjaśnienie, dlaczego – w każdym z nich to MY jesteśmy jego istotą. A w tym zestawieniu jesteśmy tak pomostem łączącym oba światy, jak i jedynym czynnikiem niezmiennym.

Na koniec zostawiam pytanie dla Ciebie – czy w takim razie Internet pełni funkcję terapeutyczną, w której możemy w jednym miejscu wyrzucić brudy, by w drugim być „czyści”, czy też odwrotnie – miejsca, w którym jest tak dużo gówna, że nawet dodając swoje, wychodzimy cali nim oblepieni?

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.