Fandom,  Felieton

O tykaniu konwentowym.

topka tykanie

Skończyłem sezon konwentowy na rok 2014 wynikiem sześciu naprawdę udanych konwentów. Dużo promowałem, trochę pogadałem, spotkałem ciekawych ludzi, przeprowadziłem inspirujące dyskusje, zniesmaczyłem parę osób prelekcjami o kanibalu. Wykończyłem się – już dawno nie miałem takiego nagromadzenia wyjazdów w tak krótkim czasie. I na prawie wszystkich spotkałem się z tym samym problemem – ludzie zaczęli nagle zwracać się do siebie per „pan”, „pani”, ewentualnie – „państwo”. 

W czym problem? 

W cywilizowanym świecie zwracanie się do kogoś per „pan” jest oznaką dobrego wychowania i szacunku. Zwłaszcza, jeśli jest się młodszym. To absolutna podstawa w kontaktach międzyludzkich – banały, które jednak w fandomie nie obowiązują. A przynajmniej nie obowiązywały do niedawna.

Kiedy zaczynałem konwentować, ta cała niepisana zasada z panowaniem była jedną z tych rzeczy, która mnie przyciągała jak magnes i ostatecznie wciągnęła do fandomu. Doszedłem później do wniosku, że grupa miłośników fantastyki zrobiła to, o co w idei komunizmu chodziło, a czego komuniści zrobić nie potrafili. Sprawili, że wszyscy są równi. I jasne, ktoś może być pisarzem, inny krytykiem, jeszcze inny zwyczajnym fanem – i tu równość nie istnieje (bo przecież nie ma czegoś takiego, jak równość), ale dzięki takiemu, fandomowemu, rozumieniu sprawy, pojawia się wspólna, wolna od wszystkich ideologii, religii, statusów społecznych i innych przeszkód w porozumiewaniu się, płaszczyzna do rozmowy. Wobec fantastyki, naszego zainteresowania, hobby, pasji – wszyscy jesteśmy równi.

Właśnie dlatego na konwencie fantastyki można śmiało podejść do jakiegokolwiek pisarza, uścisnąć dłoń i powiedzieć „hej, co u ciebie? Kiedy nowa książka?”. A potem wyjść sobie na piwo, czy inną herbatę. Takie „tykanie” to skarb, który szczególnie widoczny jest podczas prelekcji, czy paneli dyskusyjnych. Brak zadęcia, kiedy mówca mówi a sala słucha, owocuje zwykle burzą mózgów. Może też sprawić, że do dyskusji włączą się osoby chcące trochę w niej namieszać, bo i takie przypadki się zdarzały, ale są to sytuacje raczej marginalne. Nikt się nie wywyższa, wszyscy są traktowani równo, każdy chce się dobrze bawić. Piękna rzecz i (jak dla mnie) ideał równości, którego nigdy nie pojmą wszystkie inne grupy o równość walczące.

I jakoś od roku, może dwóch (trzech?), zaczyna się coś psuć. Przykłady? Nie tak dawno byłem w Łodzi (piękne miasto!) na Kapitularzu (dobry konwent). Już przy akredytacji zostałem nazwany „panem”. Kiedy zwróciłem uwagę, że jesteśmy w fandomie i nie ma co się wygłupiać, zostałem poczęstowany informacją, iż to orgowie kazali tak mówić (przy czym orgowie zdecydowanie zaprzeczyli). Na tym samym konwencie, Stefan Darda w trakcie prelekcji zaśmiał się z mojego facebookowego oburzenia, ale podkreślił wagę „tykania”. Nie minęły dwie minuty, kiedy z widowni padło pytanie per „pan”.

Czy to problem jednego konwentu? Nie – to samo widziałem na Porytkonie, Falkonie, Pyrkonie, Imladrisie, Polconie, Krakonie… wyjątkowy był tylko Kfason. Ale Kfason zawsze jest wyjątkowy. Ba, zdarzyło mi się być nazwanym „panem” na konwentowym sleepie (!). Tylko dlatego, że większość osób na nim była w przedziale wiekowym pomiędzy 14 a 18 lat.

Ładnie to określił ostatnio Paweł Majka, którego (Paweł, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko) zacytuję:

(…) konwenty, w założeniu, to miejsca spotkań. I cała konwentowa etykieta ma służyć ułatwianiu zmniejszania dystansu i pokazywaniu, że twórcy i czytelnicy (widzowie/gracze) to tak naprawdę koledzy, którzy mogą ze sobą rozmawiać jak znajomi, a nie jak ludzie, których dzieli jakaś dziwna granica.

Spotkania, rozmowy, poznawanie się nawzajem – wszystko to ułatwia zmniejszanie dystansu. Fandomici fantastyczni lubią myśleć, że są wielką grupą kumpli, choćby dlatego, że to ułatwia rozmowę (pomijając fakt,że często to prawda). Chcemy ułatwiać ludziom kontakt, ułatwiać przełamywanie ewentualnych barier w rozmowach. Myślę, że to i cenne i fajne.

Skąd się to wzięło? 

Fandom się zmienił – tak mówią. I w pewnym sensie jest to prawda. Urósł. To po pierwsze – fantastyka staje się coraz bardziej popularna. Mówimy już o zjawisku masowym. Ze spotkań liczących może paręset uczestników, konwenty stały się imprezami – festiwalami – liczącymi od paru po parędziesiąt tysięcy uczestników. Fandom się też przeistoczył. Wciągnął mniejsze, jak fani Star Warsów, Star Treka, RPGów, Cospley, gier komputerowych… przez co takie konwenty, jak Pyrkon, czy Falkon przebranżowiły się na „targi” – i więcej jest w nich właśnie targów, niż konwentów. Jest to tak samo potrzebne, jak (dla mnie) smutne. Mam nadzieję, że są to wyjątki, a nie zapowiedź „nowego” – większości konwentów w formie targów. A skoro tak, to na targi przychodzą też ludzie „z zewnątrz”, choćby rodzice z dziećmi – fanami fantastyki. Być może trudno jest organizatorom nakazać Helperom, czy Gżdaczom, by do każdego zwracali się na „ty”? Chociaż sytuacja, kiedy zwracamy uwagę Gżdaczowi, a ten dalej brnie w panowanie jest już niepokojąca.

Fandom odmłodniał. Albo też doszło wielu młodych, pośród których ci „starzy” gdzieś znikli. Rozpuścili się, jak sól w wodzie. Młodzi nie znają fandomowych zwyczajów i nie ma kto im o nich powiedzieć. Trudno im też się jest przełamać, jak w przypadku przytoczonej już prelekcji Stefana Dardy.

Tu szukałbym przyczyn. Wiele starych wyjadaczy fandomu przestało już jeździć na konwenty, założyli własne rodziny i biznesy. Część pewnie wyjechała z Polski. Akurat wtedy, kiedy przyszła „nowa fala”.

Jak zaradzić? 

Znam osoby, które bardzo chętnie poddają się „panowaniu”. Nie dlatego, że nie wiedzą o „tykaniu”, ale dlatego, że uważają, iż oto nadeszła przyszłość i tak już musi być. Takie osoby chciałyby dyskusji o tym, czy w ogóle mamy do czynienia z jakimś problemem – absolutnie się z nimi nie zgadzam. Problem istnieje, bo (jak dla mnie) to „głupie tykanie” czyni fandom tak wyjątkowym, na tle innych ugrupowań. I pięknym. Nie niszczmy tego, co wypracowali ci wszyscy ludzie przed nami – fani, którym się chciało. Dla fanów, którym też się chce.

Mam apel dla wszystkich znajomych pisarzy, działaczy fandomu, organizatorów konwentów, redaktorów pism i portali i fanów fantastyki – przede wszystkim. Napiszcie coś od siebie, na swoich stronach, blogach, profilach, portalach czy w pismach.  Porozmawiajmy. A Wy, drodzy orgowie (z niektórymi już o tym rozmawiałem), rozmawiajcie ze swoimi Gżdaczami o tym. Myślę, że należałoby też na każdym konwencie uruchomić prelekcję wstępną „dla nowych” – jest tyle rzeczy, o których można powiedzieć. Od panowania, do choćby funkcji czajnika w sleepach. Nagłośnijmy tą sprawę i informujmy tych, którym wskazówki się przydadzą.

Tak jak mnie kiedyś poinformowano. Dzięki czemu poczułem się, jak w rodzinie, a nie na targach pomiędzy obcymi ludźmi.

INNE WPISY W TYM TEMACIE: 

Ziuta się dziwi: Fandomy

Wpis Tomka Kozłowskiego. 

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.