Absurdy świata

Krótka historia o feministce

topka taka ma byc

[divider type=”white”]

Opowiem Ci pewną historię.

Pewnego razu, dawno, dawno temu, kiedy byłem jeszcze dzieckiem (uważającym się za dorosłego, ale jednak – dzieckiem), ponad dziesięć lat temu grupa naukowców wysłała w kosmos pewną sondę. Nazwali ją „Rosetta”. Jej misja miała potrwać ponad dekadę i być jedną z tych najbardziej ambitnych i jednocześnie najbardziej niepewnych. Naukowcy porównywali ją nawet do lądowania człowieka na księżycu. Zanim sonda trafiła w kosmos, a stało się to 2 marca 2004 roku, zespół naukowców pracował w pocie czoła, by przeciwdziałać wszystkim technicznym i logistycznym problemom, jakie ich dzieło mogło napotkać na swojej drodze. A potem? Sonda leciała, wykonując mniejsze, lub większe obliczenia i obserwacje. Przez ponad dziesięć długich lat oddalała się od Ziemi, aż ta stała się tylko małą kropką wśród gwiazd. Wtedy, parę dni temu – napotkała wreszcie swój cel. Kometę. To na tej komecie wylądował specjalnie przygotowany lądownik – wszystko to na ciele niebieskim lecącym z wielką prędkością w kierunku słońca, cały czas wypuszczającym pył i fragmenty skalne. Wszystko dla większego poznania i dobra gatunku ludzkiego. Wzniosłe idee i wielkie pieniądze. Ambicja.

Wyobraź sobie teraz naukowca – człowieka, który sporą część życia oddał, by ta misja się powiodła. Wyobraź sobie, jak się cieszy – to ten pan na zdjęciu. Nazywa się Matt Taylor i – jak widać – jest lekkoduchem. Trudno nie być, mając tak skomplikowaną i pełną stresów pracę. Albo zwariujesz, albo sobie odbijesz. Dr. Matt Taylor cieszy się, ponieważ od 12 listopada 2014 roku będzie się o nim i jego kolegach pisać w podręcznikach. Zyskał sławę, odniósł sukces, ba – dla niektórych stał się bohaterem.

Nie mijają dwa dni i ten sam uśmiechnięty facet ze zdjęcia płacze i zdławionym głosem przeprasza przed kamerą za swoje „grzechy”. Dlaczego? Bo wśród dziennikarzy wypowiadających się o całej sprawie, jest pewna feministka, której nie obchodzi Rosetta, czy wielkie wydarzenia. Nie, panią Rose Eveleth wyjątkowo interesuje moda – konkretnie koszulka Dr. Matta Taylora. Otóż według pani Eveleth koszulka ta jest seksistowska i obraża kobiety. Szybko więc pisze o całej sprawie na twitterze i już po kilku godzinach na naukowca zwala się parę tysięcy osób wielbiących wszechrówność i tolerancję.

Dlatego właśnie 14 listopada 2014 roku badacz siedzi w studiu i zamiast się cieszyć – jest załamany. Zamiast świętować, głos się mu łamie i w pewnym momencie ma łzy w oczach, twierdząc, że popełnił błąd i przepraszając. Ewidentnie – został zniszczony. Gratulacje, pani Eveleth.

W moich długich dyskusjach o feminizmie pojawiło się parę kobiet, które powiedziały mi, że są feministki dobre i złe. Tak jak wszędzie – są też geje, którzy zamiast chodzić na parady i domagać się wszystkiego, po prostu się kochają i tyle. Są też feministki, które mają swoje przekonania. Są też i takie, które łapą się za głowę widząc sprawę opisaną wyżej. Pewnie tak jest – ale dopóty do głosu dopuszczane są takie osoby, jak pani Eveleth, dopóty ta filozofia będzie dla mnie czymś nie do przełknięcia. Jak – jak ktokolwiek ma w ogóle dowiedzieć się (nie mówię o daniu wiary), że feministki nie są (jeśli nie są) krzykliwymi, naładowanymi ideologią jak nazistowskie bombowce, rozhisteryzowanymi babami? Jak…  zresztą, co ja mówię – ta sprawa już dawno przekroczyła wszelkie granice absurdu, mojego poznania, wyobraźni, czy strzępków tolerancji.

To jest czyste szaleństwo. Coś, co sprawia, że krew się we mnie gotuje. Coś tak abstrakcyjnego, że trudno mi w to uwierzyć.

Z zasady nie powinienem używać wulgarnego języka, ale to można określić właśnie w ten sposób – granice skurwysyństwa zostały przekroczone.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.