Felieton,  Filozofia

Jak anime uczy o „tolerancji”

wilczedziecitopka

Obejrzałem ostatnio film i był piękny. Mało jest takich obrazów, które zostawiają trwały ślad w człowieku, a jeśli już są – w kontekście anime – większość należy do mistrza Miyazakiego. „Wilcze dzieci” wyreżyserował Mamoru Hosoda (który też opracował scenariusz) – to film o wilkołakach, ale nie opowiadający o nich. Jak to możliwe? Już tłumaczę. 

Gdyby ktoś opowiedział mi o tym filmie, przedstawiając jego fabułę, otrząsnąłbym się z obrzydzeniem – niczym pies. Romans wilkołaka i kobiety, z którego rodzą się dzieci obdarzone takimi, a nie innymi umiejętnościami to idea, z której Hollywood czy Disney zrobiłyby kinową papkę nie do wytrzymania. Na szczęście jest to anime, a czym więcej oglądam tego typu filmy, tym bardziej podoba mi się wrażliwość Japończyków, ich umiejętność wielowątkowego opowiadania, czy – zwyczajnie – ambicja. Bo co za problem, zrobić bajkę? Bierzesz paru bohaterów, stawiasz przed nimi problem, dodajesz jakiegoś śmieszka (bo dzieci), parę gagów (bo dzieci) i happy end (bo dzieci), wszystko okraszasz najlepiej animacją komputerową (bo dzieci, trendy) – przepis ten stosuje od lat Disney, trzepiąc na nim nieprzyzwoite pieniądze. Problem zaczyna się, kiedy chcesz zrobić historię, która tak samo wciągnęłaby dzieci, jak i dorosłych – i każdemu coś dała od siebie. Wspomniana wyżej wytwórnia umiała kiedyś robić tego typu filmy, co udowodniła wprowadzając na rynek choćby „Króla lwa”. To było jednak dawno – dziś, z pomocą przychodzi dobre anime.

„Wilcze dzieci” to oczywiście film posiadający całą gamę znaczeń i interpretacji. To opowieść o poświęceniu i matczynej miłości, szukaniu własnej drogi i dorastaniu. Piękna opowieść, która nie raz sprawiła, że w gardle czułem jakąś taką nadętą gulę – wspomnieć też trzeba o fenomenalnej, urokliwej kresce. Kiedy oglądasz takie działa, to właśnie kreska jest twoim przewodnikiem na drugą stronę ekranu – a jeśli kreska to przewodnik, muzyka jest drogą, zaś fabuła – celem. Jeśli wszystkie te elementy ze sobą współgrają, chwilowo przestajesz istnieć dla rzeczywistego świata – tak się stało ze mną.

Dla mnie ten film mówi jeszcze o czymś – o akceptacji.

Tolerancja? 

Specjalnie nie używam tego słowa – zachodni świat już dawno wykrzywił jego oryginalne znaczenie. Nie, „Wilcze dzieci” to historia o akceptacji w takim znaczeniu tego słowa, jak właśnie ta sławna „tolerancja” powinna wyglądać. Wilkołaki muszą się ukrywać – nawet w nowoczesnym świecie ludzie nie przyjęliby ich zbyt miło. Bohaterowie filmu mają z tym duży problem – i z tym, by samemu zaakceptować to, jakim się jest. W końcu prowadzi ich to w dwa różne narożniki. Muszą się nauczyć żyć ze sobą nawzajem i pogodzić ze swoją naturą – i oboje czynią to na różne sposoby. Każdy z nich jest dobry, bo nie uniwersalny, lub uśredniony – ich własny.

Ten film jest o akceptacji samego siebie, innych i – często skrajnych – dróg życiowych. I trafia prosto w serce, odsłaniając nagą prawdę – że jeśli ktoś rzeczywiście chce żyć w jakiś sposób i znajdzie siłę, by podążyć własną ścieżką, to nie potrzebuje transparentów, wykrzykiwania haseł i kampanii społecznych. On po prostu żyje jak chce, a prędzej czy później świat sam mu zaczyna pomagać.

I chyba to jest właśnie złoty środek – zarówno wilcze dzieci, jak i ich matka nie potrzebują haseł. Nie krzyczą o równouprawnieniu, ani nie organizują parad równości. Nie żądają też od całego świata, by ich akceptował, liczył się z nimi i zmieniał tak, jak oni tego chcą. Nie wprowadzają nowych ideologii, nie krzyczą o swojej krzywdzie i niezrozumieniu. Prawdę mówiąc, nie pokazują się – nie muszą. Żyją tak, jak chcą, sami znajdując w świecie swoje miejsce.

Przesłanie jest całkiem proste – gdy zaczynasz od zmiany siebie, to później zmieniasz świat. Nie innych ludzi, ale właśnie swój świat.To wystarcza, by dobrze żyć. Wszyscy, którzy zaczynają od zmieniania świata żądając tolerancji od innych, wybierają najgorszą z możliwych ścieżek. I nigdy nie zaznają ani nagrody, ani spokoju.

Ani tym bardziej dobrego życia. A przecież tego właśnie chce każdy z nas.

Prawda?

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.