Bajka o stolarzu
Za dwiema górami, pięcioma lasami i trzema rzekami mieszkał sobie stolarz. W jego kraju mieszkało dużo stolarzy, ale nie dziwiło to nikogo, bo byli też szewcy i inni rzemieślnicy. Interes się kręcił i większość ludzi mogła sobie pozwolić na to, by mieć w domu przynajmniej po parę stołów, a każdy ładniejszy, misterniej rzeźbiony od poprzedniego. Nikogo nie dziwiły też kółka sympatyków stołów, fora internetowe o stołach i filmy, których akcja rozgrywała się na stołach właśnie. Bo stoły oznaczały kulturę.
Może się to wydawać dziwne, ale nasz stolarz nie miał ani dzieci, ani rodziny. Zwyczajnie, nie byłby w stanie ich wyżywić. Nie martwił się jednak tym zbytnio – był jeszcze młody. Zawsze mógł wziąć też przykład z innych swoich kolegów, którzy fachem stolarskim zajmowali się hobbistycznie, zaś pracowali na budowach, albo w DESCO na kasach, by mieć na bochenek chleba.
Stoły jednak stawały się coraz droższe – i nikt za bardzo nie interesował się, kto tak naprawdę – jeśli nie stolarze – na nich zarabia. Powszechnie wiadomo było, że od każdego stołu naliczany jest podatek, który zabiera państwo. Cieszyli się ze stołów hurtownicy, zacierali ręce – ich biznes tkwił. Wspaniałe dzieła stolarzy szły na cały świat, a i w kraju stawały się dowodami, iż umysł ludzki potrafi tworzyć najbardziej zadziwiające kreacje.
Przyszedł w końcu taki czas, kiedy wiele osób zaczęło narzekać, że stołownictwo (czyli stołobranie) w kraju trzyma się na naprawdę niskim poziomie, w stosunku do tego, co było kiedyś. To była prawda, rynek stołów zaczął zmagać się z wieloma przeciwnościami – pojawiły się stoły wirtualne (słusznie argumentowane przez ich zwolenników, że stoły drewniane to przeżytek i trzeba chronić drzewa), dostępne za darmo i łatwe do skopiowania, pojawił się też napływ stołów z innych krajów – nie tak pięknych, lecz prostych w montażu i lekkich, bo wykonanych nie z drewna, a sklejki.
Na to hurtownicy załamali ręce – co tu zrobić, co tu zrobić? I pojawił się pomysł, by wykorzystując luki prawne jeszcze się wzbogacić. I tak, za to, że stoły stały w ich sklepach, stołopośrednicy pomiędzy stolarzami a hurtowniami musieli płacić olbrzymie kwoty za tydzień, zaś hurtownie część ze stołów chowały w magazynach, by potem zapłacić tymi stołami pośrednikom stołów, aby ci zapłacili stołami stolarzom, którzy te stoły robili.
Nasz bohater, stolarz, wiedział o tym wszystkim i ciężko wzdychał, zbierając śmieci na ulicy. Taki był świat i nic tego nie zmieni – stolarz to przecież nie zawód a hobby, jak więc stolarz miałby zarobić? Czasami mijały go na ulicy samochody hurtowników, wtedy podnosił głowę, uśmiechał się i machał. Żaden z nich nigdy jednak go nie pozdrowił. Stolarz wzdychał wtedy jeszcze ciężej i wracał do swoich śmieci. Walczyć? Nie przyszło mu to przez myśl, zbyt dobrze pamiętał, co się stało parę miesięcy wcześniej.
Pewnego dnia jeden ze stolarzy nie wytrzymał. Zaczął krzyczeć, że on tak dłużej nie chce i nie może, że należy mu się coś za ten trud i za to, że ludzie w domach mogą cieszyć się pięknymi stołami. Krzyczał tak i krzyczał, aż zebrała się wokół dosyć pokaźna grupka ludzi. Ci zaś najpierw śmiali się szyderczo – bo przecież oni za stoły płacili. Czemu mieliby płacić więcej? Potem jednak stwierdzili, że krzyki stolarza są zbyt głośne – wyciągnęli więc pałki i zaczęli go bić. Byli w tym tłumie tak stoło-maniacy, jak i inni stolarze.
Ukarali śmiecia. Kto by pomyślał, by żądać pieniędzy za stoły? Niesforny stolarz zawisł na najbliższej gałęzi, a świat wrócił do normy, stolarze zaś – do uczciwej pracy i nocnego hobby, dzięki któremu utrzymywali hurtowników.
Comments
Powered by Facebook Comments