Absurdy świata,  Felieton

Zabijać legalnie…

Parę dni temu, przy, co poniedziałkowej lekturze ,,Wprost”, natknąłem się na artykuł, dotyczący sprawy pani Barbary Jackiewicz. Sprawy, którą media znów usiłują rozgrzebać na nowo.
Ale od początku; Pani Barbara jest starszą kobietą. Jej syn, Krzysztof, jest chory na SSPE – bardzo rzadkie powikłanie po odrze. Choroba uaktywniła się u niego w wieku lat 16, kiedy zemdlał w szkole. Dziś ma lat 41 i większość czasu spędza przykuty do łóżka, tkwiąc w stanie, który wielu z nas nazwało by ,,wegetatywnym”, czy też byciem ,,rośliną”.
Przez wiele, wiele lat jego matka opiekowała się nim, czuwała przy jego łóżku, ba, od tego wysiłku pękł jej kręgosłup, a nad kolanami pojawiły się bruzdy!
Ta kobieta poświęciła swój czas, by czuwać wiele lat przy łóżku chorego syna. Rozmawiać z nim, uśmiechać się, głaskać, pielęgnować… Wcześniej, zanim Krzysztof zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością, próbował popełnić samobójstwo. Ona jednak zabroniła mu umierać, powstrzymała go. Uratowała. Bo, mimo choroby, chciała, by jej dziecko żyło nadal, wiedziała, że zawsze jest szansa, a cuda naprawdę się zdarzają. I Krzysztof się zgodził. Odżyła w nim wola walki, na prośbę matki, z miłości do niej i samej chęci – został przy życiu, wiedząc, że ona będzie przy nim czuwała, nie pozwoli, by stało mu się coś złego.
Prawdziwy pokaz matczynej miłości i poświęcenia, prawda? Każda matka, która robi coś takiego, powinna dostać nagrodę. Bo to, co zrobiła Pani Barbara jest tak piękne i cudowne, że…

…nie mogło trwać zbyt długo?
Nie wiadomo, co się stało. Być może Pani Basia doznała olśnienia, objawiły się jej nadprzyrodzone moce, albo po prostu się zmęczyła… tak, czy siak, prawie rok temu zażądała od państwa, by to przyznało jej prawo do zabicia własnego syna.

Sprawa legalizacji zabójstw jest bardzo kontrowersyjna. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy mają po swoich stronach szereg argumentów mających zniszczyć argumenty tamtych, worek tychże, służących do ogólnego zniszczenia swoich przeciwników i parę, schowanych w tylnej kieszeni spodni, które mają udowodnić ich rację.
Sprawa jest głośna, żyjąca własnym życiem i krzykliwa, a przy okazji spełnia rolę pożywki dla mediów.
Osobiście nie jestem zwolennikiem legalizacji eutanazji, choć -przyznaję- są pewne przypadki, kiedy takowa byłaby dopuszczona… są one jednak bardzo, bardzo skrajne, a legalizacja dałaby w rezultacie szereg zabójstw i wiele nadużyć, co łatwo można wywnioskować, patrząc na naszą rzeczywistość.
Ale odbiliśmy trochę od tematu, przejdźmy do Kochającej-i-Cierpliwej pani Barbary:

,,Proszę o to, aby pozwolono mi skrócić to straszliwe cierpienie” – mówi.
A więc tak się przedstawia sytuacja? ,,Pozwólcie mi go zabić, a jeszcze najlepiej sami to zróbcie”?
O tym, że żyjemy w świecie iluzji pisałem już dawno TUTAJ. Dziś mogę powiedzieć, o jeszcze jednej iluzji, pokrywającej się właściwie z kłamstwem. Bo przecież o wiele łatwiej jest poprosić ogół, by ten nam pozwolił zabić, niż zrobić to samemu, z odpowiedzialnością i świadomością konsekwencji. O wiele jest znaleźć inną, zastępczą nazwę na zabójstwo i nazwać je ,,eutanazją”. I od razu brzmi lepiej, mniej groźnie.
Oczywiście, każdy wie czym to tak naprawdę jest… ale nawet wiedząc można się okłamywać. To coś podobnego, jak w przypadku palacza, który chce rzucić nałóg, więc nazywa każdy dzień ,,tym ostatnim”. Faktem jest, że dopiero kiedy przyzna, że tego dnia nie ma, a on musi odstawić już teraz (co mu się na pewno nie uda, ale liczy się nastawienie).
Tak. Bardzo prosto jest znaleźć inne słowo i wymagać od innych rozgrzeszenia, zgody na zabójstwo, czyniąc z nich tym samym osoby współwinne. Pani Barbara, mimo, że jest już zmęczona, że ma dosyć i wie, że, póki syn będzie żył, nie przestanie o nim myśleć, nie zdobędzie się na zabójstwo z zimną krwią. Zamiast tego woli wołać z głębi swojego Och-jak-bardzo udręczonego serca o wszech-akceptacje i przyzwolenie na zabójstwo.

,,Gdyby Krzysiu był na respiratorze, tobym nie prosiła nawet o eutanazję, odłączyłabym po prostu respirator” – tak brzmią następne słowa w ustach kochającej matki.
Więc dlaczego nie zrobi czegoś podobnego? Dlaczego, powiedzmy, nie kupi gnata i nie pójdzie do szpitala? Dlaczego nie wpakuje kulki własnemu synowi?
Bo nie może. Bo się boi, nie mogła by go tak po prostu zabić. Zamiast tego woli prosić, by jej pozwolono. Inaczej bowiem musiałaby zmagać się ze świadomością, że zrobiła to sama. A ludzie, którzy wcześniej stali za nią murem, teraz opluwali by ją, czytając w nagłówkach gazet ,,MATKA ZABIŁA WŁASNE DZIECKO!”.

,,Co będzie ze mną, jak już mu pozwolą umrzeć?” – pyta dalej Pani Barbara, potwierdzając tym samym moją tezę o potrzebie akceptacji.

Dalej dowiadujemy się więcej o losie Krzysztofa – po pierwszej, medialnej zawierusze, zainteresowała się nim fundacja ,,Światło”, prowadząca, uwaga, jedyny ośrodek dla osób w stanie wegetatywnym w Polsce. W świetle fleszy został przewieziony do ośrodka w Toruniu. Pani Barbara pamięta, że, gdy jej syn wyjeżdżał ze swojego mieszkania na warszawskich Bielanach, po twarzy ciekły mu łzy.
Rozłąka trwała dwa miesiące. Pani Barbara nie mogła jednak znieść tęsknoty i zabrała go do domu. Wtedy to media przestały się interesować tą sprawą.

Kolejne tygodnie znów stały się męką czuwania. Jej organizm nie wytrzymywał obciążenia. W pewnym momencie jej kręgosłup po prostu pękł, a ją samą przewieziono do szpitala. Krzysztof trafił do Torunia już na stałe.
Ma tam bardzo dobrą opiekę. Pielęgniarki robią wszystko, by wyjeżdżał na spacery, miał zapewnioną rozrywkę… nawet wózek dostał…
Tymczasem jego matka szaleje z tęsknoty. A właściwie szalała, bo, jak sama przyznała ,,Moja choroba pokonała tęsknotę” .

Może chodzić, oglądać telewizje i czytać o sobie w gazetach. Niestety, nie wolno jej podnosić ciężarów, więc opiekować się już Krzysztofem nie może.

,,Ale pojechać do Krzysia muszę.” – dodaje – ,,Przytulić, pocałować, porozmawiać”
W dalekim Toruniu jej kuzynka przykłada Krzysiowi słuchawkę do ucha:

,,Mama bardzo cię kocha – mówi. Ponoć Krzysztof poznaje jej głos.

I tak to się ciągnie. Kobieta szepce mu do ucha czułe słówka, a potem idzie się spotykać z Palikotem, by ten napisał projekt ustawy o eutanazji, a następnie domaga się, by lud pozwolił jej uśmiercić syna, którego uratowała od śmierci, którego bardzo kocha, któremu poświęciła swoje życie i o którym nie może przestać myśleć, tak bardzo tęskni.

,,A ja wiem, że większość ludzi mnie popiera. Tylko nie rozumiem, dlaczego boją się o tym głośno powiedzieć”

Dramatyczne wołanie z oddali, wołanie Pani Barbary, nie przeszło bez echa. Do dyskusji włączyli się przeciwnicy i zwolennicy legalnej śmierci.
A ja… ja mam nadzieję, że -tak jak w innych- tak i w tym przypadku nasz rząd wykaże się brakiem zainteresowania. Oby, bo nie chcę, jako staruszek po zawale serca zostać kiedyś zabity, jako worek pełen części zamiennych.

Pod koniec artykułu napotkałem się jednak na bardzo mądre zdanie, wypowiedziane przez Panią Barbarę:

,,Niech ktoś w końcu policzy, ilu jest takich jak Krzysiu w Polsce. I ile kosztuje ich codzienna pielęgnacja. Bo skoro nie chcą pozwalać na śmierć, niech staną na głowie, żeby życie tych ludzi jakoś wyglądało”

I pod tym podpisuję się obiema rękami i prawą nogą.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.