Felieton

Bitwa o karpia

karp

Jest wcześnie rano, 23 grudnia 2014 roku. Jutro Wigilia, o szyby obija się deszcz, ciepły wiatr hula po pustych ulicach. Uchylam zasłonę. W paru oknach migają świąteczne lampki. Uśmiecham się, ale po chwili zdaję sobie sprawę, że to po prostu witryny sklepowe. Chciałbym poczuć magię, ale gdzieś chyba zgubiłem święta. 

Powietrze nie pachnie wypiekami, w głośnikach nie lecą kolędy a Rammstein. Choinki też jakoś brak. Strasznie ponuro i zwyczajnie się te święta zaczynają. Od pewnego czasu jestem dorosły – myślę, może to tego wina. Za rok stuknie mi ćwierć wieku, może nie powinienem już czuć świąt? Myślę o moim młodszym bracie, obecnie kończącym podstawówkę (już mu głęboko współczuję następnych trzech lat) – on powinien coś czuć. Ja czułem. Co prawda wiary w świętego Mikołaja zostawiłem pozbawiony w sposób cokolwiek brutalny, bo w wyniku awantury i z paroma „gówniarzu” na dodatek, ale to były inne czasy. Brat jednak „wie” o Mikołaju już prawie połowę własnego życia, zamiast magii co święta chce nowego laptopa, albo telefon, tak, jak jego koledzy w szkole. Nachodzi mnie refleksja, że gdzieś to się wszystko pomieszało, te święta.

Od kiedy pamiętam miałem dwie Wigilie zamiast jednej – tak, jakbym miał dwie rodziny, ale każda coś dla mnie znaczyła. Do czasu. W pewnym momencie człowiek zaczyna dostrzegać fałsz i jakąś bezpłciowość. I wtedy (o czym wie niewielu) staje się przed wyborem – albo się poddać, albo samemu zająć się czynieniem magii. Bo ta przecież nigdy nie dzieje się sama.

Wierzę w Mikołaja. Może przez chwilę przestałem, ale mam nadzieję, że mi wybaczy. Istniał taki człowiek i pozostał pewien symbol. Od dwóch lat spotykam się też z Przyjaciółmi na jeszcze jednej Wigilii – trzeciej. Naszej własnej, której nie robimy bo „taki jest zwyczaj”, ale dlatego, że chcemy. Choinka też się znajdzie. To wszystko sprawia, że w ostateczności czuję magię świąt. Może nie jest tak błyszcząca i niezwykła jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem, ale dlaczego by miała być? Wtedy byłem widzem, dziś sam jestem czarodziejem.

Jest wielu takich, którzy już wybrali – wolą myśleć, że magia nie istnieje. W tej chwili nasza rzeczywistość się rozdwaja – tak, jak przy ostatnich wydarzeniach w Lidlu.

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=GZqXkx3r_5U[/youtube]

Pewna placówka tej firmy zrobiła promocje. Karp, ryba nieodzowna przy Wigilii spadł cenowo do astronomicznie niskich cen. Ludzie się rzucili, ktoś nagrał film, jak wyrywają sobie jedzenie, klną, przepychają się, niszcząc w końcu zamrażarkę – sklep się nie obraził, cały towar został wyprzedany. Wszyscy się śmieją z głupich ludzi, którzy prawie zabili się o trochę ryby. Polactwo-cebulactwo. Promocja i dzicz w sklepie. Banda cebulaków ogarniętych szałem przedświątecznego kupowania.

Przyjrzałem się temu filmowi i zobaczyłem tłum starszych ludzi, którzy – istotnie – przepychają się do zamrażarki. Czemu tam są tylko staruszkowie? – zapytałem. I zaraz znalazłem odpowiedź – ludzie młodsi byli w pracy. Ta śmieszna geriatria to ci, którzy przepracowali swoje najlepsze lata i teraz siedzą na emeryturze, która ledwo starcza na wynajem skromnego mieszkania, nie wspominając o lekach. Jeśli dla mnie – w ciągu ostatnich paru lat – tak dramatycznie zmieniło się podejście do świąt, to jakie musiało być za ich młodości?

Myślę o tych starszych ludziach, żyjących na szczątkowym zasiłku czy śmieciowej emeryturze, dla których problemem jest kupić sobie leki. Ludzi po prostu biednych – wykorzystanych jako siła robocza i rzuconych w kąt, by czekali na śmierć. Myślę, że Wigilia to jedno z niewielu ważnych rzeczy, jakie im pozostały, więc kiedy słyszą o promocji na karpia w osiedlowym Lidlu…

Już nie takie śmieszne, prawda?

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.