Absurdy świata,  Felieton,  ReCEDakcje

Hossa w mediach


Sobota, gdzieś w okolicach dziesiątej.
Należę do śpiochów. Zwykle, kiedy tylko mogę – przesypiam prawie cały poranek, jednocześnie wielbiąc noc. Tego dnia wstałem jednak wcześniej. Miałem do załatwienia parę spraw, więc kiedy zadzwonił budzik niechętnie zwlokłem się z łóżka i zacząłem przygotowania.
Nie włączałem komputera, telewizor stał cicho na swoim miejscu.
Byłem już w przedpokoju, ubierałem buty. Zadzwonił telefon. Zdziwiony, kto też może dobijać się do mnie o tej porze – spojrzałem na wyświetlacz. Alak. Czego on chce? Odebrałem.
– No?
– Słyszałeś o wypadku?
Zmroziło mnie. Jakim wypadku? Co się stało? Mój Boże, czy to ktoś znajomy…?
– Jakim wypadku? – wydukałem. Tata, stojący koło drzwi podniósł na mnie zdziwione spojrzenie.
– Samolot prezydencki się rozbił. Wszyscy nie żyją.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć.
– Nie pieprz.
– Nie pieprzę. No naprawdę!
Pożegnaliśmy się szybko. Przez chwilę stałem, niepewny co zrobić. Na plecach poczułem ciarki.
– Co się stało? – tata wyczytał coś z mojej twarzy.
Otworzyłem usta, czując, jak zaciska mi się gardło.
– Maciek coś  mówi, że samolot prezydenta się rozbił… nie żyje…
Szybkie kroki ojca. Włączył telewizje. Na ekranie ukazani byli ratownicy chodzący po szczątkach.

Przykre, stracić prezydenta, wraz z wieloma ważnymi członkami rządu. Śmierć to w ogóle przykra sprawa. I zdarza się. Za często, przyznaję, ale jest nieunikniona.
O wiele gorszą rzeczą są następstwa śmierci. To, co dzieje się wśród żywych. Niestety, tak jak i śmierć – pewne zachowania także są nieuniknione, przynajmniej w naszej, obecnej rzeczywistości. Co wcale nie oznacza, że trzeba je akceptować, tak, jak nie akceptuje się do końca śmierci.
Kolejnym, naturalnym prawidłem umierania jest to, że nad ciałem gromadzą się sępy, by ucztować. O ile w samej przyrodzie jest to zachowanie w pełni akceptowane i naturalne, o tyle w świecie człowieka – nie do końca. A przynajmniej nie powinno być, bo obecnie tego typu zachowania są powszechnie akceptowane.
Już więc tego samego dnia, kiedy umarł prezydent Lech Kaczyński, zamiast pewnego żalu – poczułem gniew. Nie zimną furię, która stawia cię ponad otoczeniem, lecz ognisty, wrzący gniew.
Znasz może to uczucie – patrzysz na coś i czujesz, jak krew dosłownie zaczyna Ci wrzeć w żyłach. Zaciskasz zęby, by nie wybuchnąć.
Za każdym razem, kiedy patrzyłem w ekran telewizora, słuchałem radia, używałem internetu, za każdym razem pięści zaciskały mi się same.

W naszym kraju panuje przeświadczenie, że o zmarłych trzeba mówić tylko dobrze. Dalsza jego część brzmi ,,…lub nie mówić wcale”, lecz ta została najwyraźniej zapomniana. Ostatnie dni były więc litanią do Lecha Kaczyńskiego, odmawianą przez osoby, które jeszcze tydzień temu, ba, nawet w sobotę, o godzinie piątej nad ranem, czy też chwili, kiedy samolot rządowy rozpadał się na kawałki, mieląc wszystko i wszystkich w środku , wyśmiałyby Lecha Kaczyńskiego, jego urząd i cały wysiłek.
Jeszcze na parę godzin przed wypadkiem ci ludzie podcierali sobie nazwiskiem prezydenta dupę.
Po katastrofie wszystko się zmieniło. Najpierw była dezorientacja, potem zaczęła się szopka. Dziennikarze, politycy, naród – wszyscy nagle polubili prezydenta. Te tłumy ze zniczami, solidarność w grupie, piosenki, modlitwy, płacze. Poważne twarze dziennikarzy i słowa polityków, jak to oni zawsze uważali, że Kaczyński jest naprawdę dobrym, wspaniałym, czułym, ciepłym, pełnym charyzmy…
Gdzie się podziały ,,Kaczory”, tubalny śmiech, dowcipy o prezydencie, Palikot wymachujący butelkami z alkoholem, twierdzący, że prezydent to pijak? Znikły, pod porcelanowymi maskami żalu, smutku, goryczy… banda pieprzonych hipokrytów.
Nie, nie zrozum mnie źle; smutek, żal… one są jak najbardziej na miejscu. Tak jak żałoba narodowa, czy kanały informacyjne. Umarł prezydent. To wszystko jest w pełni zrozumiałe.
Do momentu, aż ktoś nie zacznie robić szopki. Słuchając po raz setny różnych wcieleń tej samej, smętnej piosenki, widząc na ścianie szary poblask przewijających się fotografii (teraz specjalnie dobranych, by prezydent wyszedł na nich dobrze) człowiek zamiast żalu czuje irytacje.
Później zaś, jak przystało na zachowania masowe, pojawiają się teorie spiskowe. A to, że to ruskie nam samolot zestrzelili, a to, że Tusk to ukartował, albo, że wojna ma być… zamknięte w skrzynkach, wyprane przez media umysły już dawno przestały myśleć. Już nawet nie racjonalnie, mówię tu o jakimkolwiek myśleniu.
Z głośników co chwilę padają słowa, że wielka strata, że niezastąpieni, elita, Kaczyński to złoty człowiek, co jakiś czas przerywane dokładnymi informacjami z  miejsca katastrofy. Jednym słowem – W mediach trwa hossa, zbierają mannę z nieba, a słupki rosną.
I gdzie w tym wszystkim żałoba? W obłudzie i hipokryzji? W czarnych wstążkach na portalach? W czarno-białych zdjęciach na Naszej-Klasie, czy też w znaku znicza w opisie gadu-gadu? Naród się jednoczy w cierpieniu. Ubierzcie owcom garnitury. Nie będzie różnicy.
Ale żałoba jest. Są ludzie, którzy cierpią – to widać. Gdzieś tam jest córka prezydenta, matka, brat. Ze studia telewizyjnego wychodzi, nie mogąc powstrzymać płaczu, polityk, zapewne znajomy prezydenta. Wszystko to niknie jednak w tłumie obłudników. Zagłuszane przez fałszywe nuty medialnych piosenek.
A wystarczyłoby zwykłe ,,przepraszam”. Powiedziane do kamery, na pewno z wysiłkiem, że oto przyznaję się do błędu, braku szacunku dla urzędu i człowieka. Na pewno byłoby lepsze od tego gówna, które w tej chwili się rozgrywa w mediach.

Ludzie pytają się ,,co teraz?”. Chcesz wiedzieć? Powiem Ci.
Teraz będzie żałoba. Teatr telewizji, bardziej wymyślny, niż niejeden film sf, za to coraz bardziej żenujący. Na placach stać będą ludzie, z każdym dniem mniej, patrząc się w znicze, które powoli będą gasły.
Przyjdzie wreszcie taki dzień, kiedy służby porządkowe wpakują zgaszone świeczki do worków i wywiozą na śmietnisko. Będzie to za tydzień, może dwa. Na miejscu zostaną najwytrwalsi, ale i oni w niedługi czas później się wykruszą. W kościołach, jeszcze przez miesiące celebrowane będą mszę w intencji martwych, lecz te także coraz rzadziej. Nowe osoby obejmą stare urzędy,  zatwierdzone zostaną wybory, a później wszystko potoczy się po staremu; afery, przekręty, polityczne gierki. Naród już od dawna będzie się gryzł, przy obiadach rodzinnych kwestie polityczne będą pretekstami do kłótni, a dziennikarze znajdą sobie nowego kozła ofiarnego.
I tylko przez parę lat jeszcze, będą co rok ukazywać się wzmianki o rocznicy wypadku. Czas jednak minie i nawet to ustanie.

Pozostanie mi tylko wierzyć, że reakcja Rosji na całą tą katastrofę jest oznaką wyciągniętej w geście pojednania ręki i że my jej nie odtrącimy. Zbyt wiele lat już się kłócimy, myślę, że oba nasze kraje są już tym trochę zmęczone.
Jeśli ta wizja miałaby się spełnić, nadałoby to jakiś sens śmierci prezydenta, a naszemu krajowi wiele perspektyw.
Bo mam takie jakieś dziwne wrażenie, że jednak Rosja nie byłaby skora do zostawienia nas na lodzie, tak jak to wielokrotnie uczyniły USA.

A tymczasem skupmy się na żałobie. Tej prawdziwej, bo zginął (ważny) człowiek.
Telewizor polecam wyrzucić przez najbliższe okno.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.