Prywatnie tak [9]
O, znowu ranek.
Wybaczcie, że tak mało ostatnio tu piszę. Chyba wreszcie udało mi się przysiąść nad pisaniem, z czego jestem okropnie dumny, bo każde wydarzenie zakłócające „rutynę” pisania sprawia, że znów pojawia się leń i parodniowa przerwa gotowa. Strasznie wkurzające zjawisko.
Pierwsze z porannych przemyśleń zaraz po pisaniu jest takie, że są ludzie, którym naprawdę zazdroszczę, w dodatku tak się dziwnie składa, że są to ludzie wcześniej niedocenieni… nie, nie przeze mnie.
Znacie to, gimnazja, kozły ofiarne, osoby, z których natrząsa się cała klasa/rocznik/szkoła. Znacie, znamy, znają. Sam byłem taką osobą (ale to bardzo dawno temu było).
Od gimnazjum minęło już trochę lat. Czas zrobił swoje. Patrzę na tych, którzy brylowali wśród społeczności, guru, bohaterowie, „kozacy”, tacy inteligentni, pomysłowi, wyszczekani.
Minęło parę lat. Pijak, ćpun, klubowicz, podrywacz bez powodzenia, jeden nie zdał matury, drugi nie może i nie chce wyjść z dołka, trzeci ma wyrok w zawieszeniu… i tak dalej i tak dalej.
Tak sobie po podróżowałem internetowo wśród znajomych na tę drugą grupę, ludzi wyszydzanych. Widzę ambicję, ciekawe pomysły. Kolega robi na rowerze zawrotne odległości, coś jak ja z kosturem i plecakiem. Tyle że ja przechodzę w parę dni 60km, on przejeżdża powiedzmy 200-300. Jest różnica. Aż sobie chyba na rower wsiądę.
A dalej? Artystka, przyszły lekarz, zdolny rysownik…
Chciałbym być kryształowym człowiekiem, współczuć ludziom, którym się nie udało, bądź właśnie lecą na łeb na szyję. Ale jestem po prostu człowiekiem.
I nie mogę się oprzeć wrednemu wrażeniu, że jest jakaś sprawiedliwość na świecie.
A rower? Trzeba by. Od tego siedzenia przy komputerze i klepania może i mózg się rozwija, ale i na brzuchu przybywa.
Trzeba by.
Comments
Powered by Facebook Comments