Felieton,  Pogadanka Naukowa,  Świat

The Poland Dead #2 – Zombieland

Jeśli chcesz przeżyć, musisz uciekać. Miasta, dające iluzję bezpieczeństwa i zarobku w czasach pokoju, w czasie wojen i klęsk są miejscami, gdzie najłatwiej zginąć. W Polsce, w trakcie Zombie Apokalipsy, najwięcej ludzi zginie w miastach, w ciasnych uliczkach i zaułkach.

Zombie w końcu wyjdą ze szpitali, mieszkań i domów. Jak każde stworzenia stadne, wydzielą terytoria z łatwym dostępem do zwierzyny łownej – w brew temu, co pokazuje Ameryka, nie tylko ludzi. Trupy są wiecznie głodne, nienasycone. Kieruje nimi wirus, każąc zarażać ciągle nowych, ci odporni na zwykłe jego działania, poddają się ugryzieniom.

I tu dochodzimy do kolejnej rzeczy, o której nikt chyba nie pomyślał. Twórcy TWD zbyli to stwierdzeniem „Wszyscy to mamy”. Może i tak… a co, jeśli nie? Skoro zadrapania i ugryzienia spowodują, iż staniemy się Zombie (chyba, że odetniemy sobie nogę/rękę z zarażoną raną) sugerują, iż wirus, który dostanie się bezpośrednio do krwiobiegu jest statystycznie za silny dla sił obronnych organizmu – następuje zainfekowanie, utrata świadomości, wzrost agresji… przemiana w bestię, którą znamy jako Zombie. Najlepiej pokazał to film „I am Legend”.

Zombie bywają więc tu podobni do węży – a skoro tak, ich „Jad” można także wyssać, ratując nogę czy rękę. Ponadto, przy radosnym grzebaniu w ich flakach, należy uważać, by krew nie zetknęła się z ranami – nie wiemy, jak długo wirus po „śmierci” trupa jest jeszcze aktywny.

Drugą rzeczą, na którą zwykle nie zwraca się uwagi jest pytanie – czy wirus groźny jest tylko dla ludzi, czy też zwierząt też? W tym drugim przypadku mamy Zombie-psy, Zombie-koty, Zombie-kanarki czy nawet Zombie-Chomiki, co kto woli. Oczywiście, są też i zdrowe osobniki, lecz w czasach głodu, jakie nastaną, szybko zostają zjedzone.

Te elementy to szczegóły i szybko mogłoby się okazać, że w Krakowie na rynku szaleją eskadry Zombie-Gołębi. Ale może właśnie o to chodzi? Zmienia się cały świat, od ogółu, do szczegółu.

 NIE TAKI DZIKI ZACHÓD 

Jak w tych pierwszych latach wyglądałoby życie ludzi? O Dzikim Zachodzie możemy zapomnieć. Podobnie jak o radosnym uganianiu się z bronią.

W Polsce mało kto ma dostęp do broni palnej, szybko więc stanie się ona towarem tyleż pożądanym, co niedostępnym. A jeśli już – zapłacimy za niego krocie. Czym? O pieniądzach możemy zapomnieć. W społeczeństwie post-apokalipsy wracamy do handlu barterowego: coś za coś. Dam ci mojego gnata, jeśli ty dasz mi swoje fajki. Oddam ci AK47, ale oddasz mi swoją kobietę. Chcesz kobietę, musisz dać mi parę beczek paliwa.

To, że towarem staną się nawet ludzie, jest całkiem pewne. Szybko wytworzą się profesję takie jak najemny zbir (i ich bandy) do łapania niewolników, czy wędrowny kupiec, zwykle bardzo dobrze uzbrojony, silny i nie wahający się zabić, czy to zombiech, czy ciebie.

Kupcy będą mieli wszystko to, czym warto handlować: Papier, jedzenie, leki, broń, tytoń, paliwo. Prościej jednak będzie pozyskiwać część tych rzeczy samemu, choćby z upraw. Do tego jednak  potrzeba bezpiecznego miejsca do życia. Względnie.

Miasta są zajęte przez Zombie, które obficie tam żerują. Jak każde społeczności mają grupy wypadowe, zagłębiające się w teren, by zdobywać pożywienie i nowych członków. Zapomnieć jednak możemy o ujęciach w stylu TWD gdzie zawsze na drugim planie chodzą trupy. To, że ciało nie ma już świadomości, nie oznacza, że zabrakło też instynktu. Pewne zachowania się nie zmieniają, zaś na wierzch wychodzi po prostu dzikie, pozbawione skrupułów zwierzę. Stadne zwierzę. Widzimy to choćby w przypadkach, kiedy odnajdujemy dzieci wychowane przez zwierzęta – dalej mają pewne odruchy, choćby nigdy już nie mogły być… ludźmi.

W świadomości amerykanów żyją małe miasteczka – to oczywiste, są ich macierzystymi domami z czasów Dzikiego Zachodu. Jednak w Europie, a co najważniejsze w Polsce bezpieczne miejsce wyglądało zupełnie inaczej.

Niewielu z nas wie gdzie dokładnie znajdują się schrony i które z nich są poza miastem. Niewielu zna miejsca takie, jak elektrownie wodne, czy choćby nawet progi na Wiśle, idealnie nadające się nawet na schron przeciwatomowy. Ja mam tą „przewagę” iż należę do rodziny inżynierów (humanista w rodzinie inżynierów. Wyobraźcie sobie moje życie :)), bywałem w tych miejscach. Widziałem obiekty, które wyglądały jak NORAD. Jednak jest ich za mało i na dłuższa metę, nie dają nic poza schronieniem – a nam chodzi o przestrzeń do życia i siania.

Amerykanie są biedni. Nie mają zamków. Fortec, z wysokimi murami, kratami, bramami, zwodzonymi mostami. Amerykanie mają małe miasteczka, które obstawiają blachami.

Amerykanom życzę powodzenia.

Miejscami, gdzie gromadziliby się ludzie byłyby zamki, przynajmniej te, które jeszcze się ostały. Zbudowane w miejscach najlepiej nadających się na obronę i obserwację pobliskich terenów. Idealne schronienia. Nigdy nie słyszałem, by Zombie używały drabin i machin oblężniczych.

Szybko pojawiliby się władcy. Każdy zamek byłby odrębnym państwem, z władcą albo absolutnym, albo radą – przy czym w tej drugiej opcji „demokratycznej” szybko skończyłoby się na wymordowaniu rady przez niezadowolonych z kłótni ludzi i obsadzeniu na „tronie” kogoś, kto mógłby rządzić. Niestety, w trakcie klęsk miejsca na demokrację nie ma, gdyż jest po prostu nieefektywna.

Tak byłoby na południu kraju. Na północy, prócz zamków, ludzie znaleźliby schronienie na statkach. Bardzo możliwe, że część wojska szybko by się zreorganizowała i mielibyśmy do czynienia z w miarę stabilnym państwem na morzu – na statkach, oczywiście – demokracji mówimy nie. I ci „morzanie” mieliby atut, o którym „Południacy” mogliby zapomnieć – łatwy dostęp do broni i jedzenia.

Środek kraju szybko stałby się pustynią opanowaną przez chordy Zombie. Tam zapuszczaliby się tylko najodważniejsi kupcy, po wyposażenie, a także, by się przebić i zanieść wiadomości od jednej, dla drugiej strony.  W wielu przypadkach kończyłoby się to śmiercią, jednak taka profesja musiałaby budzić respekt, a także i zyski. Kupiec/Kurier byłby ważniejszy, niż władca.

Kolejną rzeczą, którą chciałbym poruszyć jest omijana zwykle szerokim łukiem przez USAnów religia. W kraju takim, jak Polska ludzie podzieliliby się albo na grupy obwiniające Boga za to, co się stało, albo też garnące się do kościołów… czy też po prostu osób duchownych, czy proroków, pojawiających się jak grzyby po deszczu w każdym możliwym miejscu.

WOJNA!

Wyobraź sobie Polskę po apokalipsie Zombie. Największym zagrożeniem w jej trakcie wcale nie są grupy Zombie, które – choć zbierają krwawe żniwo – robią to w sposób zwierzęcy, instynktowny, ale bezmyślny.

Największym zagrożeniem jest to, co ma mózg.

Pomiędzy Zamkami-państwami, czy też po prostu grodami szybko zawiązywałyby się sojusze, ale równie szybko mogłyby upadać, kiedy jedni mieliby jedzenie, a drudzy nie. Należy się też liczyć z wędrownymi grupami-armiami z daleka, zdesperowanymi, poszukującymi miejsca do życia (oczywiście kosztem innych) i – jakże by inaczej – jedzenia.

Ostatnią z grup, którą należy się obawiać na każdym kontynencie są dzieci.  A dokładnie – ich bandy. W okresie głodu najniebezpieczniejsze są właśnie dzieci, jakby jakaś siła mówiła im „Żyj! Żyj za wszelką cenę, żyj!” – i dzieci to robią. Najlepiej było to widać w Afryce, kiedy pozbawione opieki dzieci łączyły się w bandy. To zdumiewające, co potrafiły zrobić ludziom, które stały im na drodze…

ZOMBIELANDIA

Życie nie byłoby łatwe, ale tak naprawdę nie z powodu Zombie – one były tylko dźwignią, która uruchomiła maszynę chaosu. W tym świecie wróciliśmy do średniowiecza, nie ma prądu, trzeba uprawiać ziemię i polować. O Facebooku nikt już nie pamięta. Jeśli ktoś jest hejterem – to zwyczajnie się go zabija, albo idzie w niewolę. Tusk? Kaczyński? Polityka? Panie, kiedy to było!

Ciągle korzystamy z „zabawek”. Niektórzy mogą mieć, lub zbudować generatory prądu. Samochody napędzane są znaleźnym paliwem. Ocaleli żyją dalej, próbując się odnaleźć w nowym świecie.

Czy im się to uda? I jak będzie wyglądało nowe życie, kiedy sytuacja się unormuje?

To, o czym nie mówimy, to to, że post-apokalipsa nie trwa wiecznie. Cywilizacja się odbudowuje,. Jak szybko? To zależy od rodzaju kataklizmu, jaki ja spotkał. Choć może „Odbudowuje” to źle dobrane słowo, bowiem zaczyna się po prostu od nowa, na starych śmieciach. Tak było w Rzymem, tak będzie także i z nami. Pytanie tylko – kiedy i jak?

W przypadku Zombie możemy powędrować tam, gdzie jeszcze mało kto wędrował, do dalekiej wizji świata za 10, 20 lat… aż wreszcie pół tysiąclecia, kiedy drugie średniowiecze się wreszcie skończy. Gdzie w tedy będziemy i jak Zombie zmienią nasz świat?

Dowiemy się w trzeciej części.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.