Felieton,  Książki,  Opowiadania

Nowe pokolenie fantastyki

Przyszedł marzec. Miesiąc garncowy, który uświadomił mi, że do matury pozostało niewiele już czasu, a ja umiem mniej, niż nie umiem – czyli prawie nic.
Ale marzec nie tylko z tego zasłynął. Jak to na początku każdego miesiąca, trzeba było mi zrobić prasówkę fantastyczną. Ze względów finansowych – skromną, bo zamiast ,,Nowej Fantastyki”, ,,Magazynu Fantastycznego” oraz ,,Sience Fiction Fantasy i Horror” kupiłem tylko to ostatnie, czego wcale nie żałuję, bo numer w tym miesiącu był bardzo ciekawy.
Przechodząc do sedna sprawy, jak zwykle, zacząłem od publicystyki. Na pierwszy ogień poszli Jarosław Grzędowicz (którego felietony za każdym razem miło mnie zaskakują), Andrzej Pilipiuk, Romuald Pawlak i Tomasz Bochiński. I tu, przy tym ostatnim autorze się zatrzymałem, bo napisał rzecz, która mi wydała się nieprawdopodobna, a przez to – możliwa i powiem więcej – niestety prawdziwa.
Pan Bochiński uświadomił mi bowiem, że nasze pokolenie, urodzone po roku 89′, po czasach PRL-u jest pokoleniem ignorantów w stosunku do szeroko pojętej literatury fantastycznej przedziału lat 60-70-80 XX wieku. W swym felietonie pisze Bochiński, że, w trakcie surfowania po sieci odwiedził forum literackie, gdzie zapoznał się z rankingiem najlepszych pisarzy fantastycznych. I w sumie wszystko w porządku – przecież ranking zależy od gustu. W kazdym będzie sytuacja wyglądać odrobinę inaczej, jeden ceni sobie autorytet Pilipiuka, inny Dukaja, jeszcze inny Lema, czy Wolskiego. I dalej wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Zgrzyt nastąpił, kiedy Pan Tomasz powrócił do danego rankingu i przyjrzał mu się z bliska, pod względem literatury lat PRL-u (nie muszę chyba mówić, jak bardzo rozwinęła się wówczas Polska fantastyka?). Uwzględniono ich kilkanaście, z czego tylko kilka nie było autorstwa Stanisława Lema. Przytoczę tu słowa autora felietonu:  ,,(…) Czyli dwadzieścia [Bochiński mówił o latach 60 i 70 przyp. Ced] lat polskiej fantastyki – a nawet więcej – robiło w tym zestawieniu za wielkiego nieobecnego.” Dwadzieścia lat! A nawet, patrząc na całą literaturę fantastyczną PRL-u – więcej, bo trzydzieści! I z tego, w roku 2010 ostał się tylko Lem?!
I w tym momencie, podobnie, jak autorowi tekstu – opadła mi szczęka. Proszę, nie zrozum mnie źle – bardzo sobie Lema cenię, Sf bez niego wyglądałoby okropnie, jego dorobek jest mi bardzo bliski, ja sam zaczytywałem się jak głupi w jego prozie, ale patrzenie na ciągłość trzydziestu lat Polskiej fantastyki i wybranie z nich tylko Lema? Myślę, ze nawet Pan Stanisław popukałby się w głowę na wieść o czymś takim.
Ledwo zdołałem szczękę podnieść, opadła mi znowu, tym razem robiąc dziurę w podłodze. Pan Tomasz Bochiński zapytał się jury ,,czy to znaczy, że całe pokolenie polskich fantastów nie napisało ani jednego dobrego tekstu (poza Lemem)?„.  Jeden z jurorów odparł śmiertelnie poważnym tonem, że ,,tak, właśnie tak„.
Nie próbowałem już szczęki podnosić. Nie potrafiłem i nie chciałem. Widzi-misie widzi-misiami, ale nawet w literaturze fantastycznej trzeba być obeznanym.
Nie tylko Lem żył i nie tylko on tworzył. Owszem, był geniuszem, ale to nie znaczy, że o innych świetnych twórcach trzeba od razu zapominać! Szczególnie, że literatura Sf lat 70 i 80 jest, w mojej skromnej opinii, czymś wspaniałym, klimatycznym i o wiele lepszym od współczesnej (mówię tu, oczywiście, o polskiej Sf). I jest to moja subiektywna opinia, ale bardziej obiektywnie musimy przyznać jedno – stare Science fiction miało niesamowity klimat, plastyczność i charakteryzowało się wspaniałym pokazem pomysłowości i talentu wielu Polskich pisarzy.
I teraz wszystko to ma być zapomniane, bo ,,to co stare, to nie jest dobre” ? Bo inny ustrój? Czasy? Życie?
I co z tego?! Dobra literatura nie zależy od czasu! A zapominanie o niej, skupianie się na jednej tylko personie, jest naganne.
Pewnie zastanawiasz się teraz, co ja, urodzony w 91′ mogę w ogóle wiedzieć? Ze smutkiem powiem – nie wiele. Nie żyłem w czasach PRL-u, nie mogę więc w stu procentach poczuć całego klimatu, problematyki, zrozumieć wszystkich podtekstów i czytać miedzy wierszami tak, jak to może robić człowiek urodzony wtedy.
Ale to nie umniejsza wcale tego, że jednak, czytając inszą fantastykę czuję, że jest to coś genialnego. Zresztą… przecież ,,dzisiejsi” wielcy autorzy właśnie wtedy zaczynali. Piekara, Pilipiuk, Grzędowicz… nazwiska sypią się jak z worka. A co z tymi wielkimi tamtych lat? Rozpłynęli się, został sam Lem, jako samotna ikona ,,nieudanego” pokolenia fantastów?
Nie zgadzam się i nie zgodzę nigdy na taką ignorancję.
I myślę, że większość z tych, co mała przyjemność poczytać Sf PRL-u się ze mną zgodzi. Ważne jest to, by przeczytać.
Ja akurat miałem dużo szczęścia w tej kwestii. Mój tata, za młodu był zapalonym fantastą, zbierał więc książki, zbiory, nowele, a ja na tym później skorzystałem. Czy dalej jest – nie wiem, nigdy nie zdefiniował, ale z prawdziwą przyjemnością z jego dziedzictwa skorzystałem. I Ciebie też do tego namawiam.
Wolski, Żwikiewicz, Jabłoński, Piekara, Żelkowski,  Bochiński także… i wielu, wielu innych wspaniałych twórców, czekających tylko, by jakaś ręka sięgnęła po ich prozę. A jest ona dostępna. W internecie, w przejściach podziemnych, na bazarach – wszędzie tam znaleźć można zagubione artefakty minionych lat. I nie należy ograniczać się tylko do Polski! Zagraniczne, amerykańskie, angielskie opowiadania sf aż kłują w oczy swoim klimatem. Szczególnie zachęcam do kupna wydawanych cyklicznie zbiorów ,, Don Wollheim proponuje” , ,,Stało się jutro” , lub zakupu starych ,,Fenixów”.
Przeczytaj, zobacz. Powąchaj, jak pachną stare kartki.

Mieliśmy bowiem wspaniałych autorów i o tym zapominać nie wolno.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.