Absurdy świata,  Felieton

O wyrodnym ojcu

topka

Byłem zawsze bardzo żądny wiedzy, jako mały chłopiec. O wszystkim, od makro po mikro (nie odwrotnie). Lubiłem opowieści, lubiłem je tworzyć  i „przebywać w nich” – tworząc sobie wymyślone historie w głowie, nimi zaś przekształcać świat wokół. Przykładowo – będąc na spacerze, poszukiwałem skrzatów, wilkołaków, gadających zwierząt. Będąc w domu – szafy, w której czeka na mnie Narnia. Wiele osób się do tego przyczyniło, bym taki był. Mój tata, czytając mi książki, moja babcia, robiąc to samo. Moja mama, karmiąc mnie astronomią i wiedzą o człowieku. Mój dziadek, który opowiadał mi o tym, jak był chłopcem i zabierał na wędrówki po górskim, Orawskim lesie. Smutne jest to, że gdybym urodził się trochę później dziadka mogliby za to zamknąć. 

Uwielbiałem przygody, dalej uwielbiam. Dlatego rozumiem 4,5 letniego chłopca, dla którego przygodą było wyjście z tatą na dwudniowy biwak do „lasu” – do szałasu. Co prawda las, to nic innego, jak tereny zielone wokół Fortu Blizne w Warszawie, parę minut od domu, a na pewno od najbliższego sklepu, ale przecież – to jest las, to przygoda! Do czasu, aż na miejsce obozu nie przyjdzie policja i nie zgarnie tatusia, za narażenie dziecka na utratę życia a na pewno zdrowia. Należy też dodać straszliwy fakt, że dziecko miało ślady ukąszeń komarów!

Tak się stało parę dni temu – zaniepokojeni przechodnie donieśli o dziecku „w lesie”, które widują od dwóch dni. Zaniepokojona policja wybawiła pokąsane, przestraszone dziecko z rąk wyrodnego rodzica. Sam (myślę, że także zaniepokojony) mężczyzna trafił do pokoju przesłuchań, a sprawa zawędrowała do (zaniepokojonej) prokuratury.

Ja też jestem zaniepokojony.

Bo kiedy byłem chłopcem i chodziłem z moim dziadkiem po prawdziwych, górskich lasach (wiecie, rysie, wilki, niedźwiedzie i inne stwory z bajek) przydarzyło się pewnego razu, że spotkałem dzika. A było to tak:

Nie pamiętam, jak nasza rozmowa zeszła na dziki. Może po prostu dziadek opowiadał mi o zwierzętach lasu. Więc opowiada, że dziki są groźne wiosną, kiedy mają małe, że kiedy się spotka dzika, wcale się na drzewo nie umyka, tylko powoli wycofuje, że dzik też się boi – a nawet bardziej, że nie dąży do konfrontacji, bo dzik dobrze wie, że to człowiek jest dziki i ma ostre kły… i tak idziemy sobie przez las i w pewnym momencie mówię:

– Dziadku, ale tam jest dzik w paśniku!

– E, wydaje ci się, to siano.

I w tym momencie siano zaczęło się ruszać i wydawać chrumknięcia. Raz jeden widziałem dziadka bladego na twarzy.

Przeżyłem. I dzik przeżył – chociaż (jeśli mnie pamięć nie myli) po powrocie do domu dziadek poinformował o zwierzu odpowiednie osoby. Bo wyglądało na to, że dzik się po prostu przestraszył, wskoczył do paśnika i nie za bardzo wiedział, jak z niego potem ma wyjść.

Jak się to ma do historii z miejskiej dżungli? Ano ma się tak, że naprawdę cieszę się, że urodziłem się na początku lat 90, a nie po roku 2000, ani później. Bo tak, mam dziś o czym opowiadać, a moje dzieciństwo było naprawdę magiczne i pasjonujące, w konsekwencji czego w szkole mogłem się pochwalić, że wiem co znaczą takie wyrazy jak „paśnik” czy „szynkwas”, podczas, kiedy ludzie w wieku lat 18 nie mieli bladego pojęcia, że takie słowa w ogóle istnieją.

Myślę sobie, o jakiej przygodzie pamiętał będzie ten chłopiec. Bo zamiast dzika przyszli jacyś umundurowani i złapali jego tatę, który najwyraźniej zrobił coś złego. I to zrobił coś złego jemu – zabierając go do „lasu”. Naraził jego życie i zdrowie.

Na szczęście zaraz obok było „państwo”. A państwo wie lepiej, jak należy wychowywać dzieci.

A dzik wcale nie taki zły i dziki, jak mówią.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.