Felieton,  Książki

Groza w Polskich szkołach

groza - topka

Polska wyzwoleńcza, Polska pod zaborami, dzielni i odważni rycerze, wojna, holokaust, obozy śmierci i getta – tak przedstawia się obecnie tematyka tego, co uczniowie muszą czytać w szkołach. Było tak zawsze – czytamy o umęczonym kraju, wiecznie wojującym i ciemiężonym. Na podstawie Mickiewicza, Słowackiego, czy Orzeszkowej uczymy się o polskiej literaturze. To o Sienkiewiczu się mówi, o Barańczaku wspomina, z Gombrowicza przepytuje. A gdzie w tym wszystkim bardziej współczesna beletrystyka? 

Tekst został napisany pod wpływem pewnej akcji, o której mowa na jego końcu. 

 

Nie chcę w żadnej mierze nawoływać do usunięcia wyżej wymienionych autorów z kanonu lektur. Przynajmniej nie wszystkich – zbyt wyjątkowa to literatura. Mrożek, czy Gombrowicz to jedni z najważniejszych pisarzy w polskiej literaturze, obdarzeni wartkim stylem i mający dużo do powiedzenia – nawet nam, w XXI wieku. Ile jednak można wracać do „Lalki”, czy przedzierać się przez chaszcze opisów Orzeszkowej w Nad Niemnem?

Żeby było jasne – tej literatury też nie chcę piętnować. Każda ma prawo dowodzić swoich racji i wielkości. Warto by jednak pomyśleć, że świat poszedł naprzód, a Polscy uczniowie mogą chcieć czegoś więcej od literatury. I że interpretacje i analizy lektur, które mówią o rzeczach zupełnie już nie związanych z rzeczywistością – i owszem – powinno się przeprowadzać, ale w zupełnie innym niż dziś kontekście. Uwzględniając, iż nie jest to jedyna i słuszna literatura.

Choroba…

Wydaję mi się, że Język Polski w szkołach zatracił swój sens i kierunek. Został w tyle, kiedy świat ruszył do przodu. Zamiast zajmować się literaturą, wszedł na wody z góry ustalonych interpretacji ciągle tych samych dzieł. Bo tak łatwiej, bo nie trzeba się starać – nie trzeba być na bieżąco. Można korzystać ze starych, utartych schematów, gdyż Słowacki wielkim poetą był.

Przypominam sobie, jak to było – jeszcze niedawno – z czytaniem lektur u mnie w szkole. Jednym z najbardziej renomowanych polskich liceów, było nie było. Otóż lektur nikt nie czytał. Bez uogólnień – mało komu się chciało. Było ich, oczywiście, bardzo dużo w klasie o rozszerzonym profilu humanistycznym. I zwyczajnie nie opłacało się ich czytać, gdyż wszelkie próby samodzielnej interpretacji kończyły się zwykle marną tróją, jeśli nie gorzej. Nauczyciel w końcu ma zawsze rację, a nawet jeśli nie – to rację ma program. A w programie napisane jest jak należy dane dzieło interpretować – i trzeba tak zrobić, jeśli chce się zdać maturę.

Czytając bryk byłeś o krok dalej niż ci, którzy „męczyli się” z książką ostatni tydzień.

Gdzie tutaj jest miejsce na ćwiczenie wyciągania wniosków? Myślenia? Gdzie tu jest miejsce na zaszczepienie w młodzieży miłości do czytania? Wreszcie – w jaki sposób lekcje „Języka Polskiego” mają pokazać, iż Polska literatura jest warta czytania… i że w ogóle jakaś jest?

Czemu więc się dziwimy, że młodzież nie czyta, albo, że na półkach tych księgarń, które jeszcze nie zostały zamknięte, stoją zagraniczne dzieła pokroju „Zmierzchu”, czy „40 twarzy Greya”, a pytając Polaków o ich własnych autorów, napotyka się zwykle brak odpowiedzi, albo chęć wyśmiania?

… i lekarstwo

Polski system edukacji potrzebuje naprawy. Najlepiej byłoby zbudować go od nowa, rezygnując z kluczy i ciasnych programów, ale póki co, może warto byłoby przynajmniej spróbować wyciągnąć rękę po lek?

Można by było zacząć od odświeżenia kanonu lektur. Nie, by wyeliminować dobrych i ważnych autorów, a by pokazać, iż istnieje ciągle coś takiego, jak Polska książka. Pokazać uczniom, że poza nowelami pozytywistycznymi, poza literaturą wyzwoleńczą, istnieje coś jeszcze.

Nawet Orzeszkowa pisała przecież o pracy u podstaw – zróbmy więc coś więcej, niż analiza jej słów, i rzeczywiście u tych podstaw popracujmy. Analizujmy polskie dramaty, kryminały, fantastykę. Analizujmy polską grozę. Wywołajmy burzę na lekcjach Języka Polskiego, dyskutując o tym, co w swoich książkach mówi Miłoszewski. Co przekazuje Grochola, jaki obraz Polskiej wsi maluje Darda, jakie motywy przywołuje Sapkowski. Dyskutujmy o grozie miejskiej w prozie Kyrcza i o grotesce w powieściach Kaina.

Polska literatura jest piękna i bogata, rozbudowana na wszystkie możliwe gatunki.

Tyle i aż tyle.

Zanim pozwolimy umrzeć kulturze słowa, pytając się co poeta miał na myśli i oczekując odpowiedzi z kartki.

Duch zmiany

Parę dni temu wystartowała akcja, promująca „Pradawne zło” Łukasza Radeckiego i Roberta Cichowlasa do rangi lektury szkolnej. Wystarczy kliknąć ten L I N K.

Może to będzie dobry początek?

pz lekturą

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.