Bagiński – ten od Wiedźmina.
Najpierw była plotka – oto na stronie PISF pojawił się wniosek o film „Wiedźmin”, złożony przez imć Bagińskiego. Niedługo później Platige Image potwierdziło tę informację – tak, będzie nowy film „Wiedźmin”. I, co ciekawe – będzie to film aktorski. Tym samym Tomek Bagiński wpłynął na głęboką wodę i zaryzykował grę o wszystko. Bo jeśli się mu nie uda, to już nie będzie „Tym Bagińskim od Katedry i nominacji do Oscara”, a „Tym Bagińskim, który spieprzył Wiedźmina”. Czy jednak warto? Owszem, warto – jak to bywa w każdej grze o wszystko.
W ciągu ostatnich lat Wiedźmin stał się narodową dumą. Najpierw, jako wspaniały cykl książek, który każdy z nas pamięta i wspomina z nostalgią, potem – jako odnoszące niebywały sukces gry. Tak dobre, że przezwyciężyły nawet narodowe narzekanie o tym, jak to Polacy wszystko i zawsze robią źle. Otóż nie robią, przecież nawet Obama dostał swojego „Wiedźmina”.
Abstrahując już od tego, że Polacy oprócz „Wiedźmina” zrobili także parę innych całkiem dobrych (a nawet świetnych) gier, zwróćmy się znów w kierunku filmów. Bo, wiecie, Polskie kino. Polskie kino. Już widzę część złośliwych, albo pełnych zażenowania uśmieszków na twarzach. To pójdźmy o krok dalej – Polskie kino fantastyczne. Oczyma wyobraźni widzę śmiejących się ludzi.
A to przecież „Wiedźmin” właśnie, tak serial, jak i film (ten drugi bardziej) przyczynił się do takiego, a nie innego poglądu na kondycję naszego kina. A przynajmniej dał całkiem niezły argument malkontentom od „wszystko co Polskie jest złe”. I nie bez racji. Kiedy przeprowadziłem parę miesięcy temu wywiad z Sapkowskim, ten wykręcił się od przyznania, iż film z początku XXI wieku był… po prostu klapą. W dodatku klapą, która przez ponad dekadę blokowała innym twórcom możliwość tworzenia kina fantastycznego. To dzięki klapie Wiedźmina, tacy ludzie, jak Mąderek do dzisiaj nie weszli do kin. To dzięki klapie Wiedźmina, fantastyka w Polskim kinie właściwie nie istnieje, lub nie istniała, bo takie filmy, jak „Felix, Net i Nika” zdają się pokazywać, że „coś” się zaczęło dziać.
I tu pojawia się Bagiński. I myślę, że świetnie wie, ile zależy od tego filmu i jakie ryzyko podejmuje. A skoro tak, to albo jest szalony, albo doskonale zna swoje umiejętności i wie, że nie zawiedzie.
I ja mu wierzę. Dlatego, patrząc na ociekające jadem, albo przebrzmiewające ironicznym śmiechem komentarze odnośnie spodziewanej porażki, kiwam tylko z dezaprobatą głową.
Nadszedł czas, by w Polskim kinie coś się zmieniło. I mam wiarę, że to właśnie Tomek Bagiński jest osobą, która albo tego dokona, albo pójdzie do piekła razem ze swoim filmem.
A, jak dotychczas, Tomek ani razu nas nie zawiódł.
Comments
Powered by Facebook Comments