Co się psuje w Internecie
Hej, nazywam się Michał Stonawski i szanuję Korwina. Nie podoba mi się Aborcja, od lat też nie chodzę do kościoła w niedzielę. Nie podobają mi się niektóre z zachowań społeczności LGBT i szanuję Cejrowskiego. Nie podoba mi się, kiedy w filmach i popkulturze pojawiają się na siłę czarnoskórzy aktorzy. Pozwól mi zadać Ci pytanie – na jakiej podstawie mnie teraz oceniasz?
Kiedy startował Internet byłem przekonany, że oto świat wkracza w zupełnie nową fazę rozwoju. I nie myliłem się, bo i globalna sieć istotnie popchnęła cywilizację w zupełnie nowym kierunku. Internet miał być skarbnicą ludzkiej wiedzy, prawie nieograniczoną bazą danych i wreszcie niesamowitym ułatwieniem komunikacji. I tu też można powiedzieć, że tak się stało, chociaż niepokojącym może być fakt, że Sieć dzisiaj służy głównie jako miejsce, gdzie każdą informację trzeba sprawdzać po parę razy, przestrzeń pełna wszelkiej maści pornografii i głupich zdjęć. I… daleki jestem od potępienia tego stanu rzeczy. Sieć to miejsce wolne, gdzie każdy sam wybiera, do czego chce mieć dostęp. Wszelkie próby jej ocenzurowania przez rządy na całym świecie są w mojej opinii próbami popełnienia przestępstwa przeciw własnym obywatelom, nie wspominając już o udowodnionej przez (między innymi) Snowdena inwigilacji opisywanej kiedyś jako dosyć koszmarne science-fiction, a na którą społeczność zareagowała – zdawałoby się – wzruszeniem ramion. Bo zdecydowanym sprzeciwem tego nie nazwę.
Ostatnio dochodzę jednak do przykrego wniosku, że gdzieś w tym wszystkim – mediach społecznościowych, kotach, lajkach – znika najważniejsza wartość, jaką Internet za sobą niesie – umiejętność komunikacji. I znów – nie odważyłbym się winić za to samej Sieci, a ludzi, którzy korzystając z niej dali się ogłupić.
Nieprzypadkowo zacząłem mój wywód tak, a nie inaczej – to są moje rzeczywiste przekonania, a przynajmniej ich część. Na ich skutek spora liczba osób czytających wstęp już mnie oceniła, zaszufladkowała, może nawet przestała tekst czytać, sądząc, że nie znajdzie tu treści dla siebie. Co więcej – pisząc takie rzeczy na przykład w statusie na facebooku diametralnie zwiększyłbym szansę na rychłą „gównoburzę”, podczas której uwolniłoby się strasznie dużo różnej ilości emocji – głównie złych. Powiem więcej – na skutek wyrażania swojej opinii wiele osób traci swoich znajomych. Tak samo, jak na skutek popierania „złej” partii politycznej (naprawdę – wyrzucenie kogoś ze znajomych, bo lubi inną partię polityczną?!), czy zgodzenia się z czymś ze „złą” osobą. Powiem jeszcze więcej – od dłuższego czasu spotykam się z opiniami osób, które w poglądach są podobne do mnie, a które radzą mi, bym nie wypowiadał się na żadne kontrowersyjne tematy, nie przedstawiał swoich opinii, czy myśli publicznie, ponieważ mi to zaszkodzi w karierze i życiu jako takim.
Co jest najstraszniejsze – mają rację.
W którymś momencie Internet – czy też bardziej ludzki charakter – spowodował, że zniknęło gdzieś zrozumienie, umiejętność dialogu, czy choćby zwykłe „Domniemanie niewinności”. Ludzie zawsze dzielili się na obozy wedle swoich gustów, to normalne. To jednak, co się stało obecnie jest o wiele silniejszym zjawiskiem – bo globalnym i Internetowym. Rezonującym. Na naszych oczach dokonała się radykalizacja. Podział na skrajności. I w końcu etykietkowanie.
Jeśli szanuję Korwina – jestem kucem. Jeśli nie podoba mi się Aborcja – katolem i zaściankiem. Jeśli nie chodzę do kościoła – wykolejeńcem. Jeśli mam „ale” do społeczności LGBT – homofobem, a szanując Cejrowskiego zwykłym debilem. Na dodatek mając zdanie na temat wpychania czarnoskórych aktorów najprawdopodobniej jeszcze rasistą.
I już. Właśnie dostałem tyle etykiet i na tyle zostałem oblepiony gównem, że teraz będę się musiał tłumaczyć i udowadniać, że nie jestem złym człowiekiem. Wiele osób nie uwierzy. A reszta? Wiecie, jak jest – może to nie prawda, ale niesmak pozostał. Jak w kawale, tylko w życiu i już nieśmiesznie.
Mało komu przyjdzie do głowy scenariusz, w którym mogę szanować Korwina za pewne poglądy ekonomiczne, ale łapać się za głowę, kiedy pieprzy głupoty, że może mi się nie podobać Aborcja moralnie, ale mogę równocześnie widzieć pewne racje jej zwolenników, że jeśli nie chodzę mam problem z Kościołem, to nie koniecznie z Bogiem, że może mi się nie podobać część zachowań ludzi z LGBT, ale jednocześnie w części poglądów mogę stać za nimi murem, że Cejrowski jest dla mnie świetnym podróżnikiem i opowiadaczem i nie koniecznie zdanie na temat czarnoskórych aktorów podzielam przy wszystkich omawianych pod tym kątem filmach i że – uwaga – mogę je mieć, jednocześnie nie będąc zwolennikiem wrzucenia wszystkich czarnoskórych do gazu.
Powiecie – bo to musisz wytłumaczyć. Problem w tym, że nikt już nie chce słuchać. Nikt już nie ma czasu słuchać. Nawet jeśli znajdziesz osobę, której będziesz próbować coś wytłumaczyć, są spore szanse, że ona już cię oceniła – już zadecydowała, kim jesteś. Homofobem, katolibanem, rasistą, lewacką kurwą. I jasne, że znajdą się osoby, z którymi da się porozmawiać – problem w tym, że takich w Sieci, szczególnie na Facebooku jest coraz mniej. Bo i po co, jest cały wall do obskoczenia, serwis ze śmiesznymi obrazkami do obejrzenia, jeszcze jakieś newsy ze świata i filmiki na YouTube. O, kogoś gnoją? Rasista? Lewak? No to emotka „Wrr”. Albo dosadny komentarz. Nie ma potrzeby zagłębiać się w szczegóły, nie ma czasu. Na pewno jest winny. Wszyscy dzisiaj są lewakami-kurwami albo rasistami.
Domniemanie niewinności? Dyskusja? Empatia, albo zrozumienie? Zwykła ludzka dociekliwość? Te rzeczy zwyczajnie znikają. Jeśli komuś nakleisz nalepkę, to on się musi tłumaczyć i wykręcać, nieważne, co powiedział i dlaczego. I jasne, świat jest pełen homofobii, rasizmu, przemocy – to tak samo ludzkie, jak miłość, z tym, że fajnie byłoby z tymi złymi emocjami walczyć. Nie jestem tylko przekonany, czy walka z nietolerancją, poprzez nietolerancję i ostracyzm ma sens. Bo ci, którzy naprawdę są winni się w ten sposób nie zmienią – a jak zwykle odłamkami dostają niewinni.
Ale co ja tam wiem.
Jestem przecież tylko… <tu wstaw etykietkę>
Comments
Powered by Facebook Comments