Opowiadania,  Prywatnie tak,  ReCEDakcje

Przypowieść o stworzeniu arbuza

 

Jadłem przed chwilą arbuza, oglądając film o duchach. I tak mi przyszło na myśl, skąd też te arbuzy się wzięły. Posłuchajcie: 

Myślę, że było to tak:

Kiedyś Adam i Ewa się pokłócili – to już nie było w raju. Ewa była w pierwszej fazie ciąży i czasem miała zmiany nastrojów. Czasem często. Czasem częściej, niż często. Mniejsza. To nie ma za wiele wspólnego z tą historią. W każdym razie byli pokłóceni. I zerknął na nich Bóg i wiedział, że nie jest to dobre.
– Muszę im coś dać, bo są tylko we dwójkę (oczywiście nie licząc tych biedaków w Ameryce i Azji, ale nikt nie musi wiedzieć) i co będzie, jeśli się rozstaną? Cały misterny plan w łeb i będę miał przedwczesny potop.
Stworzył więc Bóg Arbuza. Owoc tak pyszny, tak soczysty i wspaniały, że nikt po jego zjedzeniu nie ma ochoty na kłótnie. No i dobrze robi kobietom w ciąży. W ogóle dobrze robi.
Zszedł więc Bóg z arbuzem na Ziemię i podszedł o Ewy, siedzącej gdzieś na pniaku z obrażoną miną.
– Ewo! – zagrzmiał. – Mam dla Ciebie coś wspaniałego, coś, co…
– Zostaw mnie w spokoju! – wrzasnęła Ewa. – Nie chcę Cię słuchać, nie podoba mi się tutaj, to niebo jest zbyt niebieskie! Ziemia zbyt ziemista! W ogóle idź sobie! Ja mam swoje prawa, ja się tak nie dam wykorzystywać! Nie! Wynoś się! WON! Masz może ogórki?
– Nie mam – zagrzmiał cichutko Bóg.
– To idź sobie!
Westchnął więc Bóg nad swoim dziełem, a ponieważ nie było takie złe (a nawet całkiem ładne, choć przecież na Jego podobieństwo czasami wybuchowe [i przypomniała się Bogu Sadoma i Gomora z przyszłości Ziemi i ciągłości Jego, oraz parę  innych przypadków, kiedy ludzie go po prostu wkurzyli i ginęli miliardami] więc rozumiał po części) poszedł więc na drugi koniec małego kraiku do Adama.
– Adamie, Adamie! – zamruczał burzowo.
– Zabierzesz ją ode mnie, Panie? – zapytał z nadzieją Adam.
– Nie, Adamie. Ale mam coś dla Ciebie. Popatrz. Cóż za wspaniały owoc.
To mówiąc, zaprezentował arbuza.
– Czy my już czasem tego nie przerabialiśmy? – zapytał podejrzliwie Adam.
– Ho, ho, ho… – zaśmiał się Bóg. – Nie. To znaczy tak. W pewnym sensie. Ale teraz jest inaczej. W końcu Jestem Który Jestem, prawda?
– No… chyba tak.
– Daj ten owoc Ewie. Idź prosto do niej i zjedźcie go i pogódźcie się. Oto owoc pokoju. Nazwałem go arbuzem. Sam nie wiem, czemu.
Wziął więc Adam arbuza od Pana i poszedł ku swej połowicy. Tymczasem Bóg wrócił do Wszędzie by nie wiedzieć Wszystkiego (dla odprężenia) i bawić się w kręgle planetami, czy co tam Bóg ma robi, kiedy ma przerwę. A była to przecież niedziela.
Adam szedł tymczasem dzielnie do Ewy, a że droga była kręta i długa, odpoczął chwilę w cieniu pod drzewem i tam też się zdrzemnął, myśląc jakże to byłoby fajnie napić się czegoś, co ma bąbelki i procenty i że szkoda, że nikt jeszcze czegoś takiego nie wymyślił.
I wtedy zsunął się z drzewa Wąż.
– Nogi, czemu nogi, były ładne nogi, czemu nogi – syczał w zadumie. I wtedy wyczuł Boski zapach. I spojrzał na Owoc w ręku śpiącego Adama.
– O nie – zasyczał. – Tak się nie będziemy bawić!
Dotknął więc arbuza swym nosem, szepnął coś niewyraźnie i zadowolony z siebie znikł w trawie, prawdopodobnie udając się do piekła by napalić w kotłach.
Adam obudził się wkrótce i już bez przeszkód dotarł do Ewy. Tam wspólnie otworzyli owoc.
I wtedy ich oczom ukazał się nie wspaniały, czerwony miąższ, ale wielkie ilości pestek i choć sam arbuz był wspaniały, to pestki niszczyły cały jego potencjał, nie smakowały, było ich za dużo (a nie jedna, jak stworzył to Bóg) a ich wydłubywanie skutkowało brudzeniem się sokiem, większość więc wspaniałego soku spłynęła na ziemię tworząc Morze Czerwone.
Ewa natomiast tak się zdenerwowała, że poruszyło się dziecko w jej łonie i Kain, jak go wkrótce nazwali, urodził się odrobinę niezrównoważony. Na skutki nie trzeba było długo czekać, jak wiemy.

I tak oto do dzisiaj arbuzy są najwspanialszymi owocami, lecz skażone przed dotyk diabła zawierają makabryczne ilości twardych pestek, od zarania dziejów wkurzając ludzi do tego stopnia, że diabelską technologią stworzyli odmianę bezpestkową, ale to już inna diabelska historia.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.