Opowiadania,  Pisanina

Niedobre „Owoce wiosny”

Czyżby Stonawski milczał literacko, cały czas tylko gryzmoląc „Lecznicę”? A guzik! Stonawski ma dla Ciebie dzisiaj niespodziankę. Na „Niedobrych Literkach” ukazało się moje opowiadanie bizarro (lekkie bizarro) „Owoce wiosny” – w sam raz na słoneczne dni, kiedy człowiek myśli tylko, by siąść na trawie i zajadać się truskawkami ze śmietaną… pycha.

Tymczasem mogę zdradzić, że to nie koniec literackich atrakcji z mojej strony i w niedługim czasie powinienem ogłosić publikację jeszcze paru wakacyjnych tekstów.
Zapraszam serdecznie do konsumpcji „Owoców…” na Niedobrych Literkach   i – oczywiście – komentarzy, lajków i wszystkiego tego, czym możecie nagrodzić tekst. Jeśli, oczywiście, się Wam spodoba :)

Basi,
dziękując za iskrzenie w mózgu.

 —

Były wspaniałe. Podskakiwały w zabawnym tańcu, w rytm podmuchów wiatru, śmiejąc się przy tym radośnie. Wiek dojrzewania miały jeszcze przed sobą, ale już sprawiały, że czuł się dumny.

Stał na werandzie, oparty o drewniany słup podtrzymujący rozlatujący się daszek. Myśląc o tym, że tej wiosny wypadałoby go zreperować, jak zawsze przed pracą, ćmił fajkę. Coraz silniejszy wiatr porywał ze sobą kłęby aromatycznego dymu, unosząc je w stronę niedalekich zabudowań miasta. Niby nowe przepisy społeczności ogródków działkowych zabraniały palenia na ich terenie, ale miał to gdzieś. Nikt nie będzie mu mówił, co ma robić na własnym kawałku ziemi. Zresztą, nikt prawie już nie zaglądał do tego kąta. Wszystkie okoliczne działki zarosły krzakami.

Fajka dopaliła się, a on – starym zwyczajem – stuknął parę razy jej kominem o obcas buta i splunął na trawę. Poprawił krawat i przyjrzał się krytycznie małemu, ale wyraźnie rosnącemu brzuchowi pod koszulą. Z nim też trzeba będzie coś zrobić na wiosnę. Zdrowa dieta i ćwiczenia.

Spojrzał na zegarek. Było dziesięć po siódmej rano.

– No, muszę już iść do pracy! – zawołał. – Bawcie się dobrze i nie narozrabiajcie!

Skinęły mu grzecznie głowami i wróciły do zabawy.

Dobre dzieci. Nigdy go nie zawiodły. Był z nich dumny.

***

Tak słoneczny dzień mógł wydawać się miły tylko na terenach zielonych. W mieście przerodził się w koszmar. Wśród grubych, nagrzanych murów, natłoku gorących samochodów i prawie już płynnego asfaltu temperatura wynosiła ponad trzydzieści stopni. Piekło na ziemi. Nie pomogła klimatyzacja (prawdopodobnie się po prostu zepsuła), ani otwarte okna. Szybko poczuł, jak koszula przylepia mu się do pleców. Sytuacji nie polepszały też światła, co chwilę zatrzymując go na czerwonym.

Na szczęście miejsce, gdzie pracował, było niedaleko. Szary budynek szpitala opierał się o ścianę jednej z kamienic w śródmieściu. Z ulgą zaparkował i schował się w jego cieniu.

Z prawdziwą tęsknotą pomyślał o ulubionym w porze wiosennych upałów przysmaku; zimnych, pełnych ożywczego soku truskawkach. Tego mu było trzeba. Bez śmietany, oczywiście. Należy stosować się do diety.

– Adam! – zawołał na jego widok jeden z przechodzących korytarzem lekarzy. – Masz chwilkę? Zerknąłbyś na kartę mojej pacjentki. Potrzebuję konsultacji w sprawie…

Nowoprzybyły odgonił go gestem ręki.

– Później. Przyjdź do mnie za… – popatrzył na tarczę zegarka – cztery godziny. Spieszę się na zabieg, a już jestem spóźniony.

– W porządku. Kolejna do aborcji?

Adam skinął głową.

– Ofiara gwałtu. Powiedziała, że nie życzy sobie niczego, co należy do gwałciciela. Choć potem stwierdziła, że to wszystko jej ciało. I weź tu zrozum kobiety…

Drugi lekarz parsknął śmiechem i oddalił się, machając ręką na pożegnanie. Adam przyspieszył kroku.

Dalszy ciąg oczywiście na NIEDOBRYCH LITERKACH

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.