Na co komu Grabiński?
Na co komu Grabiński?
Czyli rzecz o polskiej grozy przebudzeniu.
19 października 2013 roku – Kraków. Na konwencie KFASON zostaje zapowiedziana Nagroda Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego. Idzie nowe, niosąc za sobą – jak chyba każde nowe – nadzieję, ale też i wątpliwości.
Nawet najbardziej wątpiący nie może zaprzeczyć, że 19 października był dniem przełomowym, o którym już mówi się wiele, a z pewnością będzie się mówić więcej. Mam tu na myśli KFASON – Krakowski Festiwal Amatorów Strachu Obrzydzenia i Niepokoju. Pierwszy w historii polski konwent poświęcony wyłącznie gatunkowi Grozy. Nie tylko literackiej, ale też filmowej, komiksowej, czy też tej najstraszliwszej – życiowej, obecnej w pracy, w szkołach, w domu.
KFASON był znakiem. Oto bowiem środowisko fanów grozy, do tej pory zdawałoby się małe, nic nie znaczące i rozproszone, buduje coś razem, scala się. Chyba każdy, kto był tam obecny poczuł, że przekroczona została jakaś granica. Nowe nadeszło i teraz bezwstydnie się panoszy, a wszelkie znaki na niebie, ziemi i trupach mówią – to nie koniec, przyjacielu.
Rzeczywiście. Wraz z pierwszym konwentem grozy objawiła się bowiem dosyć szczególna inicjatywa – nagroda literacka im. Stefana Grabińskiego (pozwolisz, Czytelniku, że będę używał tej skróconej formy). Na panelu o przyszłości grozy ogłosili ją pisarze Stefan Darda, Kazimierz Kyrcz Jr., Dawid Kain, Michał Gacek, a także niżej podpisany. Powitana została – jak przystało na tak ważną inicjatywę – oklaskami, oraz burzą pytań, wyczerpujących odpowiedzi i wizji pełnych nadziei. A kiedy oklaski i ich echa przebrzmiały, pojawiły się też wspomniane wyżej wątpliwości i nowe pytania – o potrzebę i przyszłość, która, choć nadeszła, czeka jeszcze z wyłożeniem wszystkich kart na stół.
To dobrze, w końcu niepokój to jeden z filarów dobrej grozy, ale możemy chyba zerknąć przyszłości przez ramię. Kto wie, co zobaczymy?
Teraźniejszość, czyli przeszłość.
W sytuacji, w której postawiły nas wydarzenia z 19 października, trudno jednoznacznie określić, czy to, co uznawane było do tej pory za teraźniejszość polskiej grozy dalej nią jest, czy też należy już do przeszłości. Ciągle jesteśmy w trakcie wielkiego kroku na przód – i choć znajdujemy się już bardziej „po tamtej stronie”, ciągle nie dotknęliśmy butem ziemi. A dzielą nas dosłownie milimetry.
Nie da się jednak opowiedzieć o potrzebie Nagrody im. Grabińskiego, bez wspomnienia o przeszłej (czy też teraźniejszej) sytuacji literatury grozy w Polsce. Dobra książka (encyklopedia) mówi, że horror jest częścią dziedziny kultury, jaką jest fantastyka. Trudno się z tą definicją nie zgodzić, bo istotnie posiada wątki fantastyczne. Należy jednak zauważyć fakt, że nie każda groza to horror – co bowiem można powiedzieć o tworach, które straszą (nierzadko bardziej, niż tradycyjny horror), zaś fantastyki w nich za grosz? Dotychczas radzono sobie z tym podpinając takie dzieła pod thriller i czyniąc im tym samym krzywdę, oddzielając od celu, jakim jest wywołanie u odbiorcy niepokoju, strachu czy też fascynacji.
Ale co by było, gdyby zagarnąć te wszystkie okruchy kultury w jedno miejsce? Nadać im imię? Powiedzieć; to, proszę Państwa, te wszystkie książki, filmy, zdjęcia, gry, a nawet muzyka – to wszystko nazywa się Groza. Wspólna nazwa rzuca światło na pewną prawdę – groza ma zadziwiająco wiele obliczy. To nie jest tylko fantastyka, to coś więcej. Nawet (zwłaszcza) w dziedzinie literatury. Okazuje się bowiem, że grozę pisał nie tyko mistrz Grabiński, ale choćby też Sztyrmer, czy inni klasycy. Grozę tworzyli Barszewski, Meissner, Irzykowski czy Chromiński. Grozą emanował Reymont w swoim „Wampirze”, Adamowicz w „W starym dworze” czy Miciński pisząc „W mroku gwiazd”. Grozą parały się z Radziwiłłów Mostowska, czy też Żmichowska w swoim „Kościeju”. Ba, w grozie także maczał swoje palce wielki poeta, Juliusz Słowacki, pisząc „Balladynę”…! A przecież to jeszcze nie wszyscy, to tylko czubek góry lodowej.
…………
Więcej przeczytasz w najnowszym (2/2013) numerze magazynu „Horror Masakra”
Comments
Powered by Facebook Comments