Jak się pisze? #2
Niebo szarzeje, skończyłem pisać i zrobiłem krótki przegląd blogów przyjaciół po piórze. Nabazgrałem parę komentarzy – wiem, jakie to jest ważne i jak bardzo każdy autor potrzebuje odpowiedzi – reakcji, czasem nawet poklepania po główce i przytulenia do cyca. To naprawdę fajne – dostać komentarz, mail od fana czy krytykę. Próżnia i cisza jest najgorsza (na drugim miejscu są komentarze napisane przez trolle i hejterów, bezsensowne i nieśmieszne – ale to zawsze coś).
Słucham sobie radia, dawno tego nie robiłem. Chyba będę tak robił po pisaniu, to trochę tak jak papieros po seksie. Fajnie usłyszeć głos spikera, fajnie posłuchać muzyki na którą nie masz wpływu. Minął chyba tydzień – czas na drugi raport z placu boju. Więc piszę, ostatnio jestem trochę bardziej aktywny blogowo. Chyba muszę się wygadać.
Jak było? Napisałem – mało. Nie mogłem się zmobilizować, czasami wstawałem dopiero popołudniem, spałem po 12 godzin. Potem pracowałem nad Krakonem – strasznie męczące. Ale pisałem – czasem pół strony, czasem jedną. A dziś rzuciłem się na klawiaturę jak wygłodniały. Skończyłem rozdział drugi dwiema stronami, zacząłem trzeci – czterema. Przerwałem tylko raz, kiedy kotka Lamia pacnęła mnie parę razy łapką po głowie – zamiauczała, że głodna. To jej dałem. Zamiauczała, że dobre.
Jak zwykle siedzę pobudzony, euforia (po pisaniu, nie w trakcie) powoli ze mnie wycieka. I znów pojawiają się… Złe rzeczy. – Dzisiaj o nich pisałem, to cienie, które nawiedzają jednego z moich bohaterów, by go dręczyć i napawać się bólem. Moje Złe rzeczy to wątpliwości. Powieść? Ja? Czy to aby nie za wcześnie? Ile lat temu debiutowałem? Trzy? Nie lubię wątpliwości, zadają trudne pytania – co ja w zasadzie mogę powiedzieć, o czym, w wieku 22 lat mogę powiedzieć, czym zaciekawić? Co ja tak w ogóle wiem? Czasami mam ochotę skasować to wszystko, co napisałem – jestem z tego zadowolony, ale co z tego? Kim ja w zasadzie jestem?
Googluje swoje nazwisko. To nieładnie, wiem – ale czytam te recenzje. Są dobre, czasami średnie, ale nie ma w zasadzie złych. Nie ma też w nich euforii. A to są opowiadania, coś, co robiłem zawsze. Nigdy za to nie pisałem powieści – tyle wątków, treści. Mam szkielet, swoistą mapę, mam setki notatek. Czy mogę się pogubić? A co potem – a co, jeśli wydadzą? Nawet jeśli, może to, co piszę to zwykły bełkot?
Internet nie wybacza. Tysiące ludzi zajmuje się powiedzeniem innym, że są do dupy. Jeśli nie będę perfekcyjny, dostanę po twarzy. A przecież nie będę… są więc wątpliwości. Może to dobrze?
Kiedyś paru znanych pisarzy powiedziało mi jeden po drugim, że powinienem pisać – że robię to dobrze. Dzięki jednemu z nich zyskałem wiarę w siebie. Złe rzeczy dalej mnie jednak odwiedzają.
Czasem myślę, że piszę nawet zbyt osobiście. Lecznica stała się dla mnie czymś, co pomoże mi w pewien sposób rozliczyć się z przeszłością. To chyba najbardziej osobista fikcja, jaką pisałem. Nie staram się być natchniony, gdy piszę. Ale może to wszystko jest grafomaństwo i bełkot?
Ludzie nie wybaczają, Internet nie zapomina. Jest bardzo dużo hejterstwa.
Ciągle jestem podekscytowany, wpadłem w ciąg pisania, historia się klei…
Ale trochę się też boję.
Comments
Powered by Facebook Comments