Książki,  Wywiady

O tym, jak rozmawiałem z Sapkowskim

sapekkk

Chociaż wywiad rozmową nazwać ciężko, udało mi się takowy przeprowadzić dla serwisu Interia.pl. A że (mam nadzieję) o ciekawe rzeczy pytałem – zapraszam. 

 

– Nastały takie czasy, że książka to już nie tylko papier, ale także postać elektroniczna – jak e-booki i audiobooki. W środowisku czytelniczym temat ten jest powodem wielu sporów – jaki jest pana stosunek do tej sprawy? Książka ewoluuje, czy traci na wyrazistości?

 Andrzej Sapkowski:

– Nie da się zwolnić ani tym bardziej zahamować postępu, który niesie z sobą wygodę użytkowania. Komputery osobiste migiem odesłały w niebyt maszyny do pisania z wałkiem, karetką i wkręcanym papierem, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie używałby takiej maszyny, gdy mógł mieć komputer z edytorem tekstu. E-booki i audiobooki są wygodne – i dlatego przyszłość do nich właśnie należy. Dla mnie, szczerze rzekłszy, bez różnicy, czy to papier, czy nośnik elektroniczny, liczy się treść. Wiem, że są już tacy, którzy kolekcjonują i czytają wyłącznie e-booki. Zawsze jednak będą ludzie, którzy wolą książki papierowe i dla nich będą one drukowane, zawsze, po wieki wieków.

 

– Audiobooki „Trylogii husyckiej” przypominają bardziej dawne słuchowiska radiowe, niż standardowe książki audio. Był pan wcześniej odbiorcą słuchowisk? Wspomina Pan któreś szczególnie dobrze?

– Byłem zapalonym miłośnikiem i odbiorcą słuchowisk. W latach mojej wczesnej młodości, w latach pięćdziesiątych, telewizji praktycznie nie było, słuchało się więc radia. Doskonale pamiętam adaptacje „Winnetou” Karola Maya, „Inwazji jaszczurów” Karela Capka, opowiadań Edgara Allana Poe i Wellsa, było tego mnóstwo. A ja siedziałem przy radiu marki Aga i słuchałem z zapartym oddechem.

– Zarówno w przypadku filmu, jak i gry komputerowej na podstawie Wiedźmina odsunął się Pan niejako w cień, dając przyzwolenie, ale w zasadzie nie ingerując. Audiobooki „Trylogii husyckiej” to jednak inny projekt – był pan obecny w studiu? Twórcy się z panem konsultowali, czy dał im Pan wolną rękę? I od razu zapytam się też o rzecz pokrewną – co pan sądzi o efekcie finalnym?

– Adaptatorów mojej twórczości zwykłem traktować jako niezależnych twórców, ze wszystkimi przysługującymi twórcom prawami, zwłaszcza prawem do twórczej swobody. Nie ingeruję w prawa innych twórców z zasady. A efekt finalny? Jest godny podziwu.

Więcej: INTERIA.PL

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.