Absurdy świata,  Felieton,  Romantycznym okiem,  Świat

Kłamstwo!

Wpis dedykowany zwierzętom.

Pokój jest pogrążony w mroku. Na podłodze leżą porozrzucane zabawki; autka, przytulanki i klocki. Wesołe twarze bohaterów kreskówek szczerzą się radośnie ze ścian. Pod jedną z nich, na łóżku widać dwie postacie, większą i mniejszą, przytulone do siebie i drżące. Słychać szepty;
– Mamusiu…?
– Ciii… śpij.
– Mamusiu, a kim był ten pan? Mamusiu, a czy Cię to boli?
Malec nie dostaje odpowiedzi. Bo co ona ma mu powiedzieć? Że ten pan, to wcale nie był taki sobie pan, tylko ego tata? I owszem, boli. Przyszedł pijany. Nie mogła go puścić do dziecka. Zresztą, wcześniej się nim wcale nie interesował. I tak teraz nagle się pojawił? A tak, przyszedł, pobił, poszedł… skąd miał klucze? Trzeba wymienić zamki.
– Śpij… śpij, malutki – mruczy.
Chwila ciszy.
– Mamusiu… a czy ty umrzesz?
– Nie umrę kochanie. Zawszę będę przy tobie.

Dwa piętra wyżej i parę metrów dalej w bok.

Kolacja u kowalskich. Dwoje ludzi siedzi przy stole, w milczeniu przeżuwając pokarm.
– Dobry ten stek – przerywa cisze pan Kowalski. Nie mówi tylko, że dziś jadł już lepsze. Na mieście, w knajpie. Był o wiele lepszy. Ale ten jest dobry, więc nie ma o czym mówić, prawda?
– mhm… – pani Kowalska dopuszcza do wiadomości nieśmiały komplement męża. – Dziękuję. – Zapomniała dodać, że stek zamówiła w restauracji. Przywieźli go dwie godziny temu. Ona musiała tylko oddać. Nie miała czasu zrobić obiadu. Gdzie była? U Rafała spod szóstki. Od jakiegoś czasu się spotykają. Rafał jest młody i ma perspektywy. Własną firmę, lepsze auto… nie tak, jak ten przygarbiony nieudacznik, za którego wyszła. Co jej odbiło? Już nie pamięta…
Czterdzieści minut później pani Kowalska dochodzi w ramionach męża, udając, że ten jest nieziemskim kochankiem. Tymczasem ona wyobraża sobie Rafała. Nie ma nawet pojęcia, że pan Kowalski zamiast jej twarzy widzi swoją szefową.
Następnie szeptem wyznają sobie miłość i idą spać. Znaczy on idzie. Pani Kowalska nie może zasnąć, z powodu chrapania męża.

Sześć pięter w dół, w linii prostej od mieszkania Kowalskich.

Pani Ostrowska i jej przyjaciółka siedzą razem na kanapie. Gawędzą wesoło. Ich mężczyźni siedzą w pubie, dziś jest ważny mecz. Kobiety mają więc czas na prawdziwy babski wieczór. W miarę ubytku szampana i upływu czasu, tematy robią się coraz ciekawsze…
– A ty byś ze swoim mężem coś takiego… no wiesz? – koleżanka zagryza wargę.
– Nie, nigdy! To jest w ogóle popieprzone. Nie wiem, jacy ludzie mogą coś takiego robić. Te skóry… pejcze. Kajdanki… to ohydne po prostu. Ci ludzie muszą być nienormalni. Ohydne!
– To prawda. My z Markiem też jesteśmy raczej tradycjonalistami… on nawet nigdy nie chciał nic więcej, ponad misjonarską. A i tak zawsze jest wspaniale…
Kiedy ich mężowie wracają, Marek z koleżanką Ostrowskiej idą do siebie. Tymczasem właściciele mieszkania zasuwają żaluzje i dzwonią po innych znajomych. Sado-masochistyczna orgia trwa do rana.

Dziesiąte piętro, mieszkanie w pionie nad Ostrowskimi.

Telewizor huczy, nastawiony na prawie maksymalną głośność. Starsza pani siedzi na fotelu, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w obraz. Jej usta, choć sama o tym nie wie, poruszają się wraz z ustami prezentera.
– … strasznego wydarzenia w jednej szkół w małopolskiem doszło około godziny dziewiątej rano. Dramat zaczął się równo z dzwonkiem, kiedy uczeń wyjął z plecaka pistolet – na ekranie zaczynają pojawiać się obrazy podziurawionych ścian, rozbitych okien i plam krwi na podłodze. – Oddał pięć strzałów do nauczycielki i swoich kolegów. Potem popełnił samobójstwo. Policja bada przyczyny tragedii, jak się dowiedzieliśmy z nieoficjalnych źródeł chłopak był fanem brutalnych gier komputerowych. To zdarzenie zapewne wznowi dyskusje o szkodliwości gier na umysły młodych ludzi…
Po serwisie informacyjnym starsza kobieta łapie za telefon. Już wkrótce z kuchni słychać strzępki słów:
– …czasów… nie było… skandal… młode umysły… szataństwo… Watykan… zakazać…

Gimnazjum osiedlowe, ranek. Lekcja matematyki.

– Jurek Michalski! Do tablicy!
Gruby, piegowaty chłopiec kuli się w ławce. Z klasy słychać szepty:
– No, grubas, do odpowiedzi. Będzie się z czego pośmiać!
– Michalski, ty kurwo!
– Idź, idź, pedałku…!
Za każdym razem z ławek dziewcząt słychać chichoty. Strzelają zalotnie oczami do prowodyrów. Jedna, siedząca obok ciemnowłosego chłopaka łapie go za kolano.
– Spierdalaj, dziwko!
Chichocząc, dziewczyna ponawia próbę.
Nauczycielka widzi to wszystko. Mogłaby zareagować, ale ma co innego na głowie. Uśmiecha się z satysfakcją.
– Michalski! Długo mam na ciebie czekać?
Ze spuszczoną głową chłopak podchodzi do katedry. Uśmiech nauczycielki jest jeszcze większy. Ale nie ma w nim nic wesołego. Podaje mu kredę.
– Masz dwie minuty na zrobienie zadania! Jak nie dasz rady – jedynka. Kolejna. Nie muszę ci mówić, z czym się to wiąże…
Klasa milczy, napawając się widokiem, czekając na finał. Jurek Michalski trzęsie się ze strachu, w duszy układając plan zemsty. W końcu jego tata jest policjantem…

Idę przez miasto. Ścięty mrozem śnieg skrzypi pod nogami w rytm kroków. Patrzę, jak obłoczki pary wodnej ulatują z moich ust w niebo. Wokół mnie gwar rozmów, ludzie przechodzą obojętnie, rozmawiając przez komórki, lub ze sobą nawzajem. Jakaś pani wyjaśnia komuś po drugiej stronie słuchawki, że właśnie jest w pracy i nie może rozmawiać. Dwie dziewczyny, z wyglądu gimnazjalistki wpatrują się w plecy idącego przed nimi mężczyzny, obmawiając złośliwie jego ubiór. Gdy ten się odwraca, milkną, udając ze nic nie mówiły.
A ludzie dalej idą. Szara masa na białym tle. Niedługo zaczną się przedświąteczne zakupy. Idealny czas, do rozmyślań, nieprawdaż?

Ciągnąc za sobą biały sznur pary wodnej zastanawiam się, gdzie się pogubiliśmy. W pewnym momencie rozwoju nasza cywilizacja wybrała chyba niewłaściwe odgałęzienie na swojej drodze. Bo jak wytłumaczyć ten absurd wokół nas? F.W. Kres w jednym ze swoich felietonów napisał o tym bodajże ,,Sen szaleńca”. Szkoda tylko, że ten sen jest dla nas rzeczywistością…
Patrzę na świat, w którym logika już dawno przestała istnieć. Pod pozorem miłości, wbija się bratu sztylet w plecy, a prawiąc komplementy szuka się korzyści dla siebie. Oczywiście, nie mogę uogólniać, bo nie wszyscy tak robią. Ale żyjąc coraz dłużej zastanawiam się, do czego to zmierza? Nikt nic z tym nie robi. To oczywiste, bo co tu robić? Walczyć z tłumem? Ze zjawiskiem społecznym? Z coraz większym paraliżem masowym? Każdy, lub prawie każdy z nas, jako jednostka ma w sobie mądrość, by widzieć to wszystko i także się zastanawiać. A jako masa? Jako społeczeństwo stajemy się skałą – nie do przebicia, bez emocji i uczuć.
Psycholodzy usiłują to nazwać. Paręnaście lat temu w Nowym Jorku cała ulica patrzyła się biernie przez 40 minut, jak jakiś człowiek zabija kobietę. Zespół rozproszonej odpowiedzialności – tak to nazwano. A nadając temu nazwę, jednoznacznie zatwierdzono jako reakcję psychiczną.

O tym się nie mówi. My, ludzie XXI wieku jesteśmy tacy zaawansowani i dojrzali. Z pogardą patrzymy się w przeszłość, wspominając tych dzikich przed wiekami. Tymczasem ja mam wrażenie, że to oni byli o wiele bardziej dojrzali.
Ludzie się nie zmienili. Dalej mordujemy, kłamiemy, rozdajemy cierpienie. Dalej jesteśmy zdolni do rzeczy tak okrutnych, że sami się zaczynamy tego bać. Choć nikt tego głośno nie przyzna, prawda?
Ale powiedz mi, czemu, kiedy idziesz nocą ulicami i widzisz jakiegoś człowieka za Tobą, automatycznie ogarnia Cię niepokój? Czego on chce? To ktoś neutralny, czy zaraz przyłoży mi nóż do szyi i zażąda pieniędzy?
Boisz się, częściej, niż jesteś gotów to przyznać. Być może, będąc małym dzieckiem bałeś się potworów z książek. Dziś… traktujesz je bardziej jako rozrywkę w kinie. Co się zmieniło? Dojrzałeś? I co… zobaczyłeś, że potwory są tak naprawdę miłe i puchate przy…

No właśnie – jak zakończysz to zdanie? ,,przy ludziach”, prawda? A jeszcze lepiej ,,przy innych ludziach”. Taaak, takie nic nie znaczące słowo. Przecież wiadomo, co mamy na myśli, hm? A jednak nie. To tak samo, kiedy analizuje się polskie społeczeństwo – ,,Bo Polacy są nietolerancyjni!” – powie ktoś. No dobrze, wygłaszaj sobie poglądy, ale… wiesz już, do czego dążę? Spróbuj to powiedzieć. Otóż nie ,,przy ludziach”, ale ,,przy nas”. I nie Polacy, ale my. Podświadomie odsuwasz od siebie wady. To oni, a nie ja! No wiem, przecież tak nie myślisz. Jesteś świadom swoich wad. Ale czy na pewno? I na ile? W ilu procentach Twoje wady są wadami jednostki, a w ilu całego społeczeństwa? Czy dopuściłeś kiedyś do świadomości myśl, że, jeśli zajdą pewne okoliczności, możesz nagle popełnić zbrodnię tak odrażającą, że póki co nie jesteś nawet w stanie sobie tego wyimaginować?

Tykające bomby. Ilu takich znasz? A może sam nią jesteś? A może jestem nią ja? Jak często słyszę nowiny o morderstwach popełnionych przez młodych ludzi, którzy, na co zwracają uwagę psychologowie, grają w gry komputerowe pełne przemocy… niby nic, ale aluzja jest jasna; przez te gry ludzie mogą zabić! Szczerze? To tak, jakby morderca bronił się słowami: Ten pistolet sam wypalił! Taaak, ale to, że trzymałeś go przy głowie swojej żony, to już nieważne, co?
I teraz zaczynam się śmiać. Autentycznie. Gorzki jest to śmiech. Bo to w sumie komiczne, jak bardzo MY ludzie doszliśmy do perfekcji w okłamywaniu. I to nie innych, ale samych siebie.
To nie nasza wina, że są mordy. To te gry. To nie ja, to oni. Ja jestem czysty, wy nie. Ja jestem inny, niż wy, podłe szumowiny!
Oczywiście, przecież każdy z nas jest wyjątkowy. Ale to bardzo dziwne, że nabiera to sensu tam, gdzie nie trzeba… swoje bestialstwo zwalamy na innych. Na… (popatrz się na ten oczywisty absurd!) rzeczy, które sami wyprodukowaliśmy!

No tak. Bo przecież MY, ludzie XXI wieku jesteśmy tak wspaniali. Czyści, biali i nieskazitelni. Każdy człowiek zaś jest z natury dobry. Może czasami noga się podwinie, ale co tam, kto by na to patrzył. Przecież to my władamy światem, wymyślamy tak wspaniałe wynalazki, niedługo sięgniemy gwiazd…! My wielcy, wspaniali… nie tak, jak te dzikusy z przeszłości.
Tyle, że te ,,dzikusy” przynajmniej się nie oszukiwały. Owszem, nie miały jeszcze rozwiniętego pojęcia społeczeństwa, były bardziej zwierzętami, niż ludźmi… właśnie. Zwierzęta. Pogardliwe określenie na ludzi, którzy zachowują się… dziko. A wiesz co, ja bym to nazwał komplementem. Bo czy zwierze będzie dręczyło inne przed śmiercią? Wyryje mu na brzuchu napis ,,Jestem dziwką” i przypali genitalia? Widział ktoś takie dzikie zwierze?

Nie, nie chodzi mi oto, że zwierzęta żyją w zgodzie z naturą. Bo my w pewnym sensie też. One jednak, w przeciwieństwie do nas, żyją w zgodzie z samymi sobą. Nie noszą masek. I może właśnie to tak naprawdę odróżnia nas, istoty inteligentne, od nich? Umiejętność okłamywania samych siebie?

Zastanawiałeś się kiedyś, co tak naprawdę znaczy człowiek? I na ile mamy powody do dumy? Któż to ogarnie, któż rozsądzi. Chyba nikt z żyjących. Ale zastanawiać się warto.
Bo tak naprawdę – wysnuję taką teorię – nie będziemy nawet trochę dojrzali, póki nie pogodzimy się z tym, jacy jesteśmy. Pierwszy krok ku dojrzałości – poznaj siebie. Spójrz w lustro i zaakceptuj to, kim jesteś. Nie, nie walcz z tym! Znów się śmieję. Walka? Z samym sobą? Czy to rozsądne? Logiczne? I po co?
Zaakceptować to, kim jesteśmy. Może mi odbić. Mogę kiedyś kogoś zabić. Mogę się wkurzyć i kogoś pobić. Ten drugi człowiek może zrobić mi takie rzeczy, po których będę błagał o śmierć. I nie, to nie dlatego, że miał złe dzieciństwo, czy grał w strzelanki, ale dlatego, że jest człowiekiem.

Jesteśmy ludźmi. W naszej naturze leży zarówno bycie miłosiernym, jak i zabijanie. Wojny będą zawsze. Od początku ludzkości nie było jednego dnia, w którym gdzieś na świecie nie toczyłaby się jakaś wojna. Przynajmniej jedna.
III woja światowa? Będzie. Tego można być pewnym, jest nieuchronna. Kiedyś na pewno. Tym, co póki co nas trzyma przed wciśnięciem czerwonego guzika jest strach. Boimy się tego, do czego jesteśmy zdolni, co stworzyliśmy… broń tak niszczycielską, że odzwierciedla naturę człowieka przynajmniej w 10%. Tak, tu ma być tylko jedno zero.

I co, będziemy z tym walczyć? Już to robimy. Ubieramy białe, czyste maski i z pogardą patrzymy na tych, którzy ich odmówili. Ruch pacyfistyczny. Taka sama głupota jak ruch feministek. Zaprzeczanie własnej naturze. Okłamywanie samych siebie. Żałosne.

Więc co nam da patrzenie się w lustro? Akceptacje samych siebie. Pełną. Takich, jakimi jesteśmy. To bardzo ważny krok. Nie pomoże nam zwalczyć naszych wad, to prawda.  I gdy nadejdzie czas, że nie będziemy tego oczekiwać, będzie to oznaczać, że naprawdę zaczynamy bić Homo Sapiens. A może już coś więcej?
Wracając do tematu, akceptacja daje kontrolę. Nie zwalczenie, ale kontrolę i spokój ducha. Wewnętrzną jedność. Wiem to, chociażby po sobie. Co prawda, by się zaakceptować musiałem przejść przez piekło, ale się opłaciło.

Dążyć do wielkości poprzez poznanie samego siebie. Piękna wizja. Czy w nią wierzę? Tak, przecież jestem fantastą. Kiedy to będzie? Obawiam się, że najpierw całą naszą cywilizację musi czekać piekło. I to sto razy gorsze, niż II Wojna Światowa. Widzę potrzebę takiego piekła. I będę za nie nawet trochę wdzięczny.
Tak, nie jestem normalny, a w dodatku potwór. Otóż dokładnie. Jestem. Przyznaję się, to ja. I pewnie także egocentryk i hipokryta. I głupek w dodatku. I, wiesz, jeśli zajdą pewne okoliczności, mogę zabić drugą osobę.
Ale mogę z dumą powiedzieć, że już nie kłamię. Przynajmniej nie w tym sensie, bo kłamcą jestem… zawodowym nawet.

Mamusia zamknęła książkę.
– No i to już koniec na dziś. Jacuś poszedł spać, Ty też idź – uśmiechnęła się do małego chłopczyka leżącego w łóżeczku. Pocałowała go w czoło i podniosła się. Zrobiła krok.
– Mamusiu…?
– Tak?
– A  czy zostawisz mi lampkę na potwory?
– Synku, przecież wiesz, że potwory nie istnieją…
– Prooooszę…!
– No dobrze już, dobrze. Śpij dobrze, skarbie. Dobranoc.
– Dobranoc, mamusiu!

Miłych snów.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.