Felieton,  Książki,  ReCEDakcje,  Świat

Przyszłość literek

Dyskusja na temat e-booków zapoczątkowana została już dawno temu. Dziś jednak, na skutek spadku cen czytników, staje się o wiele gorętsza. Na naszych oczach zmienia się historia. Niektórzy wieszczą już przejście książek do lamusa i absolutny tryumf e-papieru. Ekolodzy zacierają ręce, bo to oznacza spadek produkcji papieru, a tym samym – mniej wycinanych drzew. Powietrze będzie czystsze, wiewiórki i inne puchate (lub nie) zwierzątka będą miały gdzie mieszkać, a cywilizacja pogrąży się w e-błogostanie… koniec z papierem. Koniec z ciężkimi tomiszczami, koniec z bibliotekami, koniec epoki książek… szczęśliwa myśl, prawda?

A przynajmniej dla niektórych. Dla mnie to koszmar. Widzisz, nie wyobrażam sobie świata bez książek. Nazwij mnie tradycjonalistą, ale szeleszczący papier i zapach druku jest tym, co sprawia, że mruczę jak kot. Szczególnie, jeśli książka ma już swoje lata…
Patrzę teraz na ściany w salonie. Tuż za mną, po lewej zaczynają się półki. Książki pogrupowane są tematycznie. Stara Science-fiction, fantastyka zagraniczna, polska, wreszcie literatura piękna i kryminały. Próbuję wyobrazić sobie, jak to by było, gdyby półki były puste. Gdyby w pokoju został tylko (nieużywany od miesięcy) telewizor. Urodziłem się z darem(lub przekleństwem) dosyć rozbudowanej wyobraźni, więc gdy ten widok staje mi przed oczami… ogarniają mnie dreszcze.
Na szczęście to tylko wyobraźnia.

To prawda; e-booki są coraz popularniejsze na rynku. Tańsze, ładniejsze, szybsze i miłe w obsłudze. Szczerze wątpię jednak, by przyszłość została przez nie zdominowana.

Ostatnio czytnik e-booków o nazwie Kindle dostała nawet moja kobieta. Bodajże z okazji urodzin. Miałem więc okazję stanięcia oko w oko z domniemanym pogromcą książek.
Przede wszystkim Kindle jest faktycznie bardzo funkcjonalny. Może się łączyć z siecią, ma funkcje czytania na głos, bateria może trzymać nawet dwa miesiące a ekran, jako e-papier, nie męczy oka. Litery można zwiększać, zmniejszać do woli… no i mieści w sobie jakieś 15.000 książek. Luksus, prawda?
I Kindle się przydaje. Osobom z wadą wzroku, starszym ludziom, będącym w podróży czytelnikom (ileż to ja lat brałem na każdy wyjazd dwie torby – małą z ubraniami i wielką z książkami… i tak nie starczało). Jednak w domowym zaciszu, jako zupełnie normalny bibliofil, preferuję tak samo normalną książkę, z możliwością obracania stron, wąchania papieru i ważącą swoje. Jestem pewien, że wielu czytelników także myśli podobnie. 

Przyszłość książek to już inna sprawa. Trzeba rozważyć wiele opcji. Przede wszystkim – jak popularyzacja e-booków wpłynie na rynek książek? Głownie chodzi tu o piractwo. Dopóki książki są towarem materialnym, nie cyfrowym, czytelnik musi je kupować. Kiedy jednak znajdą się w sieci, a ludzie dostaną do rąk narzędzie do ich wygodnego odtwarzania… obawiam się, że wiele wydawnictw może splajtować. A wielu (i tak już źle opłacanych) autorów pójść z torbami. Sam, jako autor, patrzę na taką koncepcję z lekkim niepokojem…
Jeśliby jednak groźba została zażegnana, pozostanie nam główny  temat – wyparcie zwykłego papieru przez ten z przedrostkiem ,,e”.

Jeko fantasta, z natury myślę futurystycznie. Mogę więc pobawić się w przepowiadanie przyszłości- książki nie zostaną wyparte. Bitwa, a właściwie dążenie do stabilizacji i wyklarowanie się sytuacji potrwa jeszcze jakąś dekadę. Minimum. W tym czasie e-booki osiągną wielką popularność (może nawet przyczynią się do popularyzacji czytelnictwa?). Na pewien czas papierowe książki będą się miały  trochę gorzej. Jednak nastanie czas, kiedy ludzie przyzwyczają się do nowego stanu rzeczy. I owszem; e-booki ciągle będą popularniejsze. Papier podrożeje, jako towar o wiele trudniej dostępny, rarytas, rzekłbym. W formie książek tradycyjnych wydawać się będzie najważniejsze publikacje naukowe, czy najpopularniejszych autorów. Cała reszta dostępna będzie na e-bookach i – jeśli opanowany zostanie problem książkowego piractwa – będzie sobie całkiem nieźle radzić.
Biblioteki nie znikną. Staną się rzadsze, tak jak i księgarnie. Tryumfy święcić będą antykwariaty, gdzie książki z przełomu XX i XXI wieku będą towarem rarytasowym. Być może trafią się nawet przejściowe mody na biblioteczki w mieszkaniach, jako znak luksusu?
Oddaliliśmy się już dosyć daleko w przyszłość. Papier zyska na wartości. Stanie się czymś pożądanym. Lasy odrosną, być może kiedyś, za 100 czy 200 lat tradycyjne książki znów staną się bardziej popularne od wersji elektronicznych? W każdym razie przyszłość nie jest taka zła, jak ją niektórzy malują. Bo oto papier przetrwa i zyska nawet większą wartość a dzięki cyfrowemu zapisowi czytanie stanie się łatwiejsze dla wszystkich i wszędzie. A przecież najbardziej liczy się treść, prawda?
Proporcje zaś rozłożą się na tyle ,,ładnie”, by nie można było mówić o jakimkolwiek upadku tradycyjnych książek. I dalej będę mógł wąchać druk… bo zmiany nie nastąpią przecież aż tak szybko.

 

Ktoś może powiedzieć, że to zbyt optymistyczna wizja. Inny znów dostrzeże w tym pesymizm i pogodzenie się z losem. ,,Odpuściłeś?” – zdziwi się. – ,,Ty? Bibliofil, maniak papieru?” – nie, nie odpuściłem. Zaakceptowałem rozwój, jego plusy i staram się znaleźć kompromis. Jest możliwy, a nawet bardzo prawdopodobny.

O ile tylko nie wpadniemy w szał i w samouwielbieniu, nie zniszczymy szansy na przetrwanie papieru, o co się gorąco modlę.

 

Wszystkich zainteresowanych nowym Kindlem, zapraszam do artykułu mojego redakcyjnego kolegi, Kornela Kwiecińskiego, TUTAJ, gdzie wnikliwiej niż ja opisuje to urządzenie.

Comments

comments

Powered by Facebook Comments

Pisarz, zjadacz popkultury, publicysta.